Polska Agencja Prasowa: Ta kara to wynik zanieczyszczonej odżywki, jaką pan stosował w zeszłym roku. Będzie się pan od tej decyzji odwoływać? Konrad Bukowiecki: - Nie wiem, czy jest sens. Z jednej strony jest to bardzo przykre i niesprawiedliwe, ale z drugiej nie wiem, czy mi się chce dalej denerwować i ciągnąć tę sprawę. To się pojawiło w takim momencie, gdzie powinienem skupić się na rozpoczynającym się sezonie. A to znowu do mnie powraca i wjeżdża na psychikę. To nie jest fajne. Spodziewał się pan takiego obrotu sprawy? - O to wnosił panel dyscyplinarny Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, czego nie jestem w stanie zrozumieć. Generalnie jest bowiem tak, że IAAF zazwyczaj przyklepuje wszystko, o co wnoszą macierzyste komisje. Nie wiem dlaczego tak się stało, skoro przecież ludzie z komisji doskonale znali całą sytuację i wiedzieli, że mojej winy w tym nie ma, a zanieczyszczona była odżywka. Tym bardziej, że inni sportowcy za tą samą substancję byli uniewinniani i nie ponosili żadnych konsekwencji. Nawet jak brali ją świadomie. To dla mnie paranoja. Teraz z perspektywy czasu, gdzie jest pan już rekordzistą Polski w kategorii seniora, jak patrzy pan na ten rekord świata juniorów. Dużo dla pana znaczył? - Bardzo dużo. Tym bardziej, że start w mistrzostwach świata w Bydgoszczy był jednym z nielicznych w mojej dotychczasowej karierze, do którego podszedłem bardzo emocjonalnie. Na trybunach siedziała duża część mojej rodziny i się rozkleiłem. To było coś, na co pracowałem od dawna. No, ale cóż... Trzeba iść dalej. To są tylko i aż juniorzy. Wiem jednak sam przed sobą, że byłem w porządku. 1 maja miał pan pierwszy start w tym sezonie - w Bojanowie. Kulę pchnął pan na 20,28, a dyskiem rzucił na odległość 56,75. W obu konkurencjach wypełnił pan minimum PZLA na mistrzostwa Europy do lat 23, które w lipcu odbędą się w Bydgoszczy. Jest pan zadowolony? - Nie, zwłaszcza z kuli. Rekord Polski z hali do czegoś zobowiązuje. Oczywiście wstydu nie ma, ale mam nadzieję, że jednak jestem w stanie pchać dalej. Z kolei dysk traktuję jak odskocznię i dobrą zabawę. Najbliższe plany? - Zgrupowanie w Spale, a kolejny start 13 maja w Kielcach. Jakie ma pan założenia na ten sezon? Z jednej strony są mistrzostwa świata w Londynie, ale są też ME do lat 23 w Bydgoszczy. Która impreza jest dla pana ważniejsza? - Celuję w imprezę seniorską. Kategoria U23 jest trochę wymyślona dla tych, którzy mają problem z przejściem z wieku juniora bezpośrednio do seniora. Wiadomo, że z pełnym profesjonalizmem podejdę do tego startu i będę chciał jak najlepiej wypaść, ale na ten sezon cel jest jeden - jak najlepsze miejsce w mistrzostwach świata. Z racji tego, że studiuję to jeszcze w tym roku czeka mnie też Uniwersjada. Wynik jaki osiągnął pan w hali - 21,97 - może dać już medal mistrzostw świata... - Mam tego świadomość, ale go trzeba powtórzyć. Jestem pełen nadziei, że mi się to uda, a może nawet postaram się go poprawić. Jeśli mi się to uda, to na 90 procent powinno mi to dać medal. Trzeba po prostu w najważniejszej imprezie być w najwyższej dyspozycji. Sezon przygotowawczy zbliża się do końca. Czy wszystko przebiegło tak jak z trenerem i tatą Ireneuszem Bukowieckim zaplanowaliście? - Niestety, nie do końca. Miałem uraz mięśnia piersiowego, tak naprawdę trenuję dopiero 1,5 miesiąca. Nie jest źle, ale zdarzyło się parę takich rzeczy, że trzeba było odpuścić. Już praktycznie nie czuję bólu i robię trening w stu procentach. Czekają mnie sprawdziany na siłowni, więc zobaczymy jak to będzie wyglądać. Technicznie - w mojej ocenie - całkiem nieźle. Ma pan dużo zaplanowanych mityngów, czy skupia się pan bardziej na przygotowaniach? - Wychodzę z założenia, że nawet najgorszy start jest lepszy niż najlepszy trening. Zawsze dużo startowałem i to mi sprzyja. Wolę to niż trenować. Już nie mogę się doczekać tej adrenaliny. Zatem mityngów pewnie będzie sporo. W maju mam zaplanowane trzy starty, w tym w Diamentowej Lidze w Eugene. Rozmawiała Marta Pietrewicz