Zbigniew Czyż: Jakie emocje towarzyszą pani kilka dni po wywalczeniu wicemistrzostwa Europy? Adrianna Sułek: Jestem bardzo szczęśliwa, ale też głodna złotych medali w kolejnych sezonach. W której konkurencji siedmioboju w Monachium było pani najtrudniej? - Na pewno nie było takiej sytuacji podczas całej rywalizacji, że było mi trudno i że obawiałam się o to, czy wywalczę medal. Byłam przygotowana na pobicie rekordu Polski, ale spodziewałam się, że z uwagi na kontuzję tego rekordu jednak nie pobiję. Zakładałam natomiast, że w niektórych konkurencjach pobiję swoje rekordy. Najtrudniej było mi pogodzić się z tym, że odstaję od stawki w konkurencjach w których mam jedne z najlepszych wyników na świecie, czyli w biegu przez płotki oraz w biegu na 200 metrów. Skupiałam się na myśleniu, że na tych zawodach nie jest aż tak bardzo ważny wynik, a przede wszystkim medal. Za panią bardzo długi sezon, w którym było aż dziewięć zawodów wielobojowych. - Tak. Co więcej, w tych wszystkich zawodach wystartowałam w zaledwie pół roku i nie kryję, że jestem teraz zmęczona. Start w Monachium był ostatnim w tym sezonie, to już jest definitywny koniec. Sezon w pani wykonaniu był fenomenalny. Poza medalem w Monachium zajęła czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Eugene. - Jestem z tego sezonu niezwykle zadowolona. Ustanowiłam też dwa rekordy Polski, ale nie są one na pewno wyśrubowane. Wciąż jest mi daleko do granicy siedmiu tysięcy punktów na stadionie oraz pięciu tysięcy w w hali. Sezon potoczył się całkowicie po mojej myśli, nie mogę sobie nic zarzucić. W każdym wieloboju walczyłam. Gdy byłam zdrowa, dawałam z siebie tysiąc procent i pobijałam rekordy Polski. Gdy zdrowie mi przeszkadzało, wywalczyłam srebro w Monachium, ale to jest i tak więcej niż planowałam. Problemów ze zdrowiem było w tym sezonie sporo? - To jest wielobój, urazy i kontuzje są na porządku dziennym. Informacjami o moich wielu problemach zdrowotnych w tym sezonie nie dzieliłam się z opinią publiczną. Dzielę się tylko takimi informacjami, które nie pozwalają mi realizować swoich celów. Jak wyglądają teraz pani stosunki z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki? - Czekam w najbliższych miesiącach na efekty naszej rozmowy, która odbyła się po mistrzostwach świata w Eugene. A dokładniej na co pani czeka? - Zobaczę jakie są nasze relacje dopiero w momencie, kiedy zostanie mi przedstawiony plan całego mojego szkolenia i to, na co mogę liczyć od Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Niektóre media donosiły, że nieporozumienia pomiędzy Adrianna Sułek a PZLA zostały zażegnane. - Też mam taką nadzieję, niemniej jednak dopiero w najbliższych miesiącach okaże się, czy mogę liczyć na takie szkolenie o jakim marzę, żebym mogła zrobić siedem tysięcy punktów na stadionie. Na jakie konkretnie szkolenie pani liczy? - Na takie, jakie powinna mieć zawodniczka, która ma być najlepszą na świecie. Przede wszystkim, to są obozy zagraniczne, opieka fizjoterapeuty, wszelkie leczenie medyczne i jedzenie na bardzo wysokim poziomie. Do kiedy oczekuje pani na przedstawienie konkretnej deklaracji pomocy ze strony PZLA? - Moje przygotowania do nowego sezonu rozpoczną się 4 października. Od tego czasu będę dawała z siebie na każdym treningu tysiąc procent. Tego samego oczekuję od PZLA. Dopiero wtedy będę mogła powiedzieć, czy jest dobrze, czy nie. Dziś żałuje pani trochę wypowiedzianych słów, że Polski Związek Lekkiej Atletyki jest jedynym hamulcowym rozwoju pani kariery, czy nie żałuje? - (Dłuższa chwila zastanowienia). Na pewno mogłam w nieco inny sposób wyrazić swoją złość. Jakie są najbliższe plany Adrianny Sułek? - Na pewno dużo czasu spędzę z mamą i najbliższymi, na bieżni nie będę się w ogóle pojawiała. Planuję dziesięć dni wakacji we wrześniu w Hiszpanii. W przyszłym roku presja na dobre wyniki Adrianny Sułek pewnie będzie większa, zwłaszcza po tym, co zaprezentowała pani w tym sezonie. - Ja nie czuję żadnej presji. Sama narzucam sobie presję i stawiam cele, które chcę zrealizować. Planuję pobicie rekordu świata w hali oraz wywalczenie medalu podczas mistrzostw świata w Budapeszcie i medalu mistrzostw Polski. Podejrzewam, że w sezonie halowym moich startów będzie o połowę mniej. Jeśli chodzi o sezon letni, to na ten moment jeszcze nie wiem. Za dwa lata igrzyska olimpijskie w Paryżu. - Igrzyska w Paryżu, to będzie punkt kulminacyjny mojego pierwszego etapu sportowej kariery. Ale na pewno nie planuję w związku z tym oszczędzać sił w przyszłym sezonie. Chyba nie muszę, mam ich całkiem dużo. Rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż