To nie były udane mistrzostwa świata dla Natalii Kaczmarek. W Eugene, w rywalizacji indywidualnej Polka nie zdołała się zakwalifikować do finału w biegu na 400 metrów. W półfinale urodzona w Drezdenku 24-letnia zawodniczka zajęła piąte miejsce z czasem 51.34 i pożegnała się z marzeniami o medalu. Poza startem indywidualnym, Natalia Kaczmarek wystąpiła także w sztafecie mieszanej 4x400 metrów, która w finale zajęła czwarte miejsce. Nie doczekała się z kolei występu w sztafecie 4x400. Polki nie zdołały awansować do finału, a Kaczmarek była oszczędzana właśnie na bieg finałowy. Co więcej "Aniołki Matusińskiego" wróciły do kraju targane wewnętrznym konfliktem powstałym na wskutek niedopatrzeń regulaminowych związanych ze startem sztafety mieszanej. Natalia Kaczmarek: Podczas mistrzostw świata działo się bardzo dużo złych rzeczy - Na pewno, to nie były dla mnie udane mistrzostwa świata. Były bardzo nieszczęśliwe. Tam się działo się bardzo dużo złych rzeczy, na które nie miałam do końca wpływu. Mam jednak nadzieję, że los się odwróci. Cóż, może tak właśnie miało być? Podczas podróży powrotnej nie rozmawiałyśmy o tej sytuacji, każda z nas wracała praktycznie osobno innym lotem. Z tego też powodu nie było okazji powiedzieć sobie do widzenia, gdy się rozchodziłyśmy. Chcemy już o tym wszystkim zapomnieć. Jak dla mnie, to już było i minęło. Nie chcę się więcej wypowiadać w tym temacie - mówi nam Natalia Kaczmarek. Podczas mistrzostw świata część polskich lekkoatletów skarżyła się m.in na warunki zakwaterowania. Także powrót do kraju nie był łatwy. W wyniku opóźnień w połączeniach lotniczych niektórzy reprezentanci Polski wracali z USA prawie 34 godziny. Natalia Kaczmarek: Każdy się spodziewał, że nie będzie luksusów - Warunki zakwaterowania były ok. Wiadomo, to był akademik i w sumie każdy się spodziewał, że nie będzie luksusów. Jedzenie było bardzo dobre, więc ja nie narzekam. Co do podróży, to faktycznie trwała bardzo długo, przedłużyła się o siedem godzin. Wracaliśmy prawie 34 godziny, a pierwotny plan zakładał 28, ale już wcześniej wiedzieliśmy, że nie będzie lekko. Najważniejsze, że już jesteśmy w kraju, bo była także opcja, że wrócimy dopiero w środę. Cieszę się, że już jestem w domu - dodaje mistrzyni olimpijska w sztafecie mieszanej 4x400 metrów z Tokio. Po powrocie z USA lekkoatleci nie będą mieć zbyt wiele czasu na odpoczynek. Już 15 sierpnia rozpoczynają się w Monachium mistrzostwa Europy. Polska sztafeta kobiet 4x400 metrów zapowiada rehabilitację i walkę w Niemczech o medal. - 1 sierpnia melduję się w Spale, żeby się odpowiednio przygotować do mistrzostw. Nie będziemy tam jednak trenować w pełnym składzie, jeśli chodzi o naszą sztafetę. Niemal każda dziewczyna będzie trenować gdzieś indziej. Te zawodniczki, które mają już minima indywidualne na mistrzostwa Europy mogą się przygotowywać oddzielnie. Zanim wyjadę do Monachium wezmę jeszcze udział w Diamentowej Lidze w Chorzowie - zakończyła wicemistrzyni olimpijska w sztafecie 4x400 z Tokio. We wtorek, w rozmowie z Interią wiceprezes Polskiego Związku lekkiej Atletyki Tomasz Majewski przyznał, że w sprawach regulaminowych zawiniło kilkanaście osób pracujących w związku, w tym on sam. Do mediacji między PZLA, a zawodniczkami zobowiązał się minister sportu i turystyki. Kamil Bortniczuk przekazał Interii, że wkrótce zamierza się spotkać z władzami związku. Rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż