Historia Mutaza Essy Barshima i Gianmarco Tamberiego z Tokio będzie wspominana latami. Obaj bezbłędnie, jako jedyni, zaliczali wszystko aż do wysokości 2.37 m, Białorusin Maksim Niedasiekau miał wcześniej jedną zrzutkę. To oni zajmowali więc wspólnie pierwsze miejsce, gdy sędzia konkursu zapytał, czy chcą dogrywki. Uznali, że nie, na co Włoch zareagował szaloną radością, taką w południowym stylu. Nic więc dziwnego, że dziś w swoich mediach społecznościowych przytoczył ją oficjalny profil MKOl. Warto na to spojrzeć raz jeszcze, bo nagranie zostało wspomniane nieprzypadkowo. W sobotę, w ostatnim dniu lekkoatletycznych zmagań na Stade de France, doszło do powtórki. Ale nie z udziałem Katarczyka i Włocha, choć obaj znów walczyli o medale. Zaskakująca końcówka finału skoczków. Mogło dojść do powtórki z Japonii Wszystko za sprawą Amerykanina Shelby'ego McEwena i Nowozelandczyka Hamisha Kerra. Obaj spisywali się kapitalnie, pobili rekordy życiowe, Kerr nawet wyrównał rekord całego kontynentu. Ale nie na tyle kaptalnie, by prowadzić po skokach na 2.34 m. Wtedy najlepszy był Mutaz Essa Barshim, bezbłędny, to 2.34 m pokonał za pierwszym razem. A podium uzupełniali - Włoch Stefano Sottile (2.34 m w pierwszej próbie, ale wcześniej jedno strącenie na 2.31 m) i właśnie Kerr (2.34 za pierwszym razem, ale dwa strącenia na 2.31 m). McEwen pokonał 2.34 m za trzecim podejściem. Wszystko zmieniło się na 2.36 m, tylko Nowozelandczyk i Amerykanin zaliczyli ją od razu. Katarczyk próbował dwa razy, nieskutecznie, ostatnią próbę przeniósł na 2.38. A Włoch, który już wcześniej poprawił rekord życiowy, nie dał rady. Wkrótce też i broniący złota Barshim musiał podziękować za rywalizację i zadowolić się brązem. Mogły być dwa złote medale, wystarczyła jedna decyzja. Amerykanin uznał, że stanie się inaczej Zostali więc dwaj najlepsi, ale 2.38 m było już dla nich wysokością nie do przejścia. I wtedy obaj mogli odebrać razem złoto. McEwen nie chciał dogrywki, chciał dalej skakać. Może czuł się pewny swego, nie wiadomo. Popełnił życiowy błąd. 28-latek ten życiowy sukces chciał celebrować sam. W Tokio był dwunasty, w mistrzostwach świata - co najwyżej piąty. Obaj z Kerrem skakali więc znów 2.38 m, ale nieskutecznie. A później 2.36 m - z podobnym efektem. Rozstrzygnął powrót na 2.34 - tu Nowozelandczyk dał wreszcie radę. I tylko on cieszył się ze złotego medalu. Już osiemnastego Nowej Zelandii w tych igrzyskach, a dziewiątego złotego. Ponad siedem razy ludniejsza Polska ma ich... dziewięć, jeden złoty. Amerykanie zaś mają 37 złotych, podczas gdy Chińczycy - 38. Na dzień przed końcem igrzysk. Jeszcze słowo o Tamberim, mistrzu świata i Europy, który współbronił złota. Nie dał rady, nie miał ku temu warunków. Już w ostatnich dniach miał problem z kolką nerkową, wydawało się, że sytuacja została opanowana. Ale nie, w dniu finału problemy wróciły, Włoch trafił do szpitala. W finale się pojawił, w trzeciej próbie pokonał 2.22 m. 2.27 m nie dał już rady, skończył jedenasty.