Przez pewien czas wydawało się, że Polak wygra konkurs i zdobędzie złoty medal Mistrzostw Europy... jednym skokiem! W swej pierwszej próbie zaliczył bowiem równo 5 metrów, a z tą wysokością wielu zawodników miało problemy. Polak wtedy zaczynał swój udział w rywalizacji w Jerozolimie. Szwed Linus Jönsson pokonał ją w trzeciej próbie, a Niemiec Hendrik Müller oraz dwaj szwajcarscy tyczkarze Justin Fournier i Valentin Imsand - w drugiej. Michał Gawenda - walczył o medal ze Szwajcarem i Szwedem Michał Gawenda musiał więc skakać dalej. Pierwszy skok na 5,10 m miał zepsuty, podobnie jak cała pozostała stawka rywali. Zawodnik Skry Warszawa pokonał poprzeczkę na 5,10 m w drugiej próbie. Problem w tym, że Szwed Jönsson oraz Szwajcar Imsand zrobili to samo. Wtedy już w rywalizacji zostało tylko trzech tyczkarzy - każdy z nich miał zapewniony medal. Poprzeczka powędrowała na 5,20 m, a Polak znów skakał jako pierwszy. On strącił, po nim to samo zrobił Szwed, a za chwilę i Szwajcar. W drugiej serii - to samo. Zrobiło się maksymalnie nerwowo, decydowały ostatnie próby, a Gawenda znów skakał jako pierwszy. Gdyby strącił, musiałby obgryzać paznokcie i liczyć, że rywale też zepsują swoje skoki. Polak wyszarpał mistrzostwo kontynentu. Wielkie emocje! Polak chciał jednak mieć wszystkie karty w swoich rękach i nogach. Miesiąc temu w Suwałkach na mistrzostwach Polski seniorów zaliczył już przecież wysokość 5,40 m - wtedy poprawił o 10 cm 41-letni rekord Polski juniorów Ryszarda Kolasy. Teraz jednak tak dobrze nie było - znów strącił poprzeczkę. Zostały nerwy, kilka minut niepewności. Jönsson musiałby o 10 cm poprawić życiówkę, zresztą dzisiejszą. Nie dał rady. Od Valentina Imsanda zależało więc, czy Gawenda usłyszy na podium polski hymn. Szwajcar jednak też strącił, więc o mistrzostwie zadecydowało to, kto szybciej pokonał wysokość pięciu metrów. Polak zrobił to w pierwszej próbie, Szwajcar w drugiej, a Szwed w trzeciej. I taka była końcowa kolejność. GRA NAWROTA o sportowych zwierzętach. Wiele przeszło do historii, wiecie które?