Andrzej Klemba, Interia: Już prawie pół roku jest pan pewny, że wystartuje w trzecich w karierze igrzyskach olimpijskich. Prawo występu w Paryżu udało się wywalczyć już w sierpniu ubiegłego roku, zaledwie miesiąc po rozpoczęciu kwalifikacji. Piotr Lisek: - Stało się to rzeczywiście szybko i dało niezwykły komfort w przygotowaniach do tej imprezy. Wiele można sobie zaplanować i nie zamartwiać się, czy uda się osiągnąć minimum. Daje też spokój Polskiemu Związkowi Lekkiej Atletyki, że taka osoba jak Piotr Lisek, w której można pokładać nadzieje na dobry występ, jest już pewna startu. Przygotowania są już tylko podporządkowane igrzyskom? - Oczywiście, że tak. Treningi są zaplanowane tak, by na maksa wykorzystać czas przed igrzyskami. Nie muszę po drodze przygotować się pod zawody, na których walczyłbym o minimum. To świetne uczucie, że nie trzeba się już o to martwić. O dwie minuty szybciej mogę zasypiać (śmiech). Zdobywał pan medale mistrzostw świata i mistrzostw Europy. W igrzyskach zabrakło niewiele do podium, a tu kolejna szansa. - Mówi się, że czwarte miejsce jest najgorsze dla sportowca. Ja do tego tak nie podchodzę. Mało tego, cieszę się zarówno z czwartego, jak i z szóstego miejsca na igrzyskach. Zdobyłem bezcenne doświadczenie i wiem, z czym to się je. Wierzę, że mi to pomoże w Paryżu. Po drodze jest sezon halowy i mistrzostwa świata. Uważam, że to ważny przystanek w drodze na igrzyska. To jest czas, który lekkoatlecie nie daje się rozleniwić. Dostarcza niezbędnej adrenaliny dzięki startom w zawodach. Lubię skakać i pokazywać się przed polską publicznością. To dla mnie świetna zabawa. To plus, że można moją konkurencję rozgrywać w hali i na otwartym stadionie. To pewne, że Orlen Cup w Łodzi bez uśmiechniętego Liska, nie byłby taki sam. - Taki jestem, że lubię przyjeżdżać tam, gdzie spotyka się lekkoatletyczna rodzina, a tak jest w Łodzi. Właściwie ja też nie wyobrażam sobie, że miałoby mnie tu nie być i to nawet pomijając kwestie finansowe. Wierzę, że wszyscy tu się bawią, sportowcy też, mimo że są w pracy. Po trzech chudszych latach z najlepszym wynikiem 5,80 m, w ubiegłym roku skoczył pan 5,87 m. To dobrze wróży w kontekście igrzysk? - Trochę to jest wyolbrzymianie w mediach, bo tak naprawdę jeden rok uważam za słabszy. Od 2015 roku jestem na największych imprezach. Wtedy zdobyłem pierwszy medal, brązowy, w halowych mistrzostwach Europy, a potem w mistrzostwach świata na otwartym stadionie. Spadek formy musiał kiedyś nastąpić. Nie da się przez 10 lat zawsze być w czołówce czołówki. Nie zawsze w sporcie da się wygrywać, ale cieszę się, że przez ten czas zawsze czułem wsparcie kibiców. No i jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Staram się, by z roku na rok ta forma była wyższa lub choćby taka sama. 32 lata to wciąż dobry wiek, by sięgać po medale? - Jeszcze mam 31. Ja wiarę w to wciąż mam, bo wiem w jakim miejscu jestem. Czasem jest tak w tym sporcie, że to co się zbudowało w okresie przygotowawczym, nie da się wykorzystać w trakcie sezonu. Po zakończeniu poprzedniego miałem dwa tygodnie oddechu i przez ostatnie trzy miesiące naprawdę katorżniczo trenowałem. I liczę na to, że tym razem wykorzystam to, co wypracowałem. Start w Paryżu to mogą być pana ostatnie igrzyska? - W moje głowie jest plan także na 2028 rok i występ w Los Angeles. Oczywiście to zależy od zdrowia fizycznego i mentalnego. Jeśli obydwa będą dopisywać, to ja chcę skakać jeszcze bardzo długo. Pytam też dlatego w związku z pana występem w MMA. Jako uczeń też był pan wyższy od rówieśników i czasem się z nimi bił? - No właśnie nie pamiętam, bym był specjalnie od nich wyższych. Wyrosłem trochę później i to sprawiło, że zamieniłem skok wzwyż na skok o tyczce. Nie żałuje pan kroku w tę stronę? - Nie żałuję. Uważam to za świetną przygodę. Wiem, że tym krokiem spolaryzowałem mocno kibiców i zdania są podzielone. Ale może dzięki temu ktoś się przekonał, że warto uprawiać sport i być uśmiechniętym człowiekiem. Wróci pan do MMA? - Myślę, że jeszcze mnie tam zobaczycie. Ale to temat już po igrzyskach, bo do Paryża jestem w stu procentach zajęty lekkoatletyką. Jeśli znów wejdę do oktagonu, to będzie to przede wszystkim dla zabawy. A nie było obawy, że przed igrzyskami może pan doznać kontuzji, która wykluczy z występy w Paryżu? - Jestem cały i zdrów. Nie, nie było obaw. Rozmawiał Andrzej Klemba