Ewa Swoboda czy Julien Alfred? To było jedyne pytanie, jakie pewnie zadawali sobie kibice lekkiej atletyki przed magicznym dla nas finałem kobiecego sprintu w Glasgow. Magicznym, bo obok siebie w blokach stanęły dwie zdecydowanie najlepsze teraz zawodniczki na świecie, jedyne, które "złamały" w tym roku barierę siedmiu sekund. I choć w półfinale korespondencyjny pojedynek wygrała Polka, do tego zabrała rywalce najlepszy czas na świecie w 2024 rok, to teraz nic nie było tu pewnego. Swoboda vs Alfred, decydujące starcie. Polka pamiętała, co się stało dwa lata temu Swoboda wygrała swój półfinał w czasie 6.98 s, delikatnie jakby zwalniając na samym końcu. Alfred też zwalniała, bo widziała, że nikt jej nie zabierze awansu, do tego jeszcze fatalnie wystartowała. Sam czas reakcji miała o pięć setnych gorszy od Polki, o tyle też miała słabszy wynik końcowy. Czyli... jakby znów na remis! Obie prezentują podobny poziom, nawet na stadionie w ostatnich mistrzostwach świata w Budapeszcie tak było. Reprezentantka Saint Lucia zajęła piąte miejsce z 10.93 s, Swoboda byłą szósta (10.97 s). Do tego rok temu Alfred zaprezentowała najlepszą siebie właśnie w ostatnim występie w sezonie, wtedy uzyskała 6.94 s, drugi najlepszy wynik w historii 60 m w hali. A Polka dwa lata temu w Belgradzie też jechała po medal, dwa tygodnie wcześniej uzyskała życiowe 6.99 s, w półfinale była wtedy też najszybsza (7.03 s). A gdy przyszło walczyć o złoto, nie udało się tego poprawić. Mało, zabrakło jej dwóch tysięcznych do podium (7.04 s). W Glasgow, w hali, w której została pięć lat temu halową mistrzynią Europy, przyszedł czas rewanżu. Finał marzeń, Ewa Swoboda przed życiową szansą Gdy spiker wyczytał imię i nazwisko Ewy Swobody, Polka się uśmiechnęła. Ale już za chwilę była skoncentrowana. Na krótko, zanim spikerka skończyła prezentację, Amerykanka Aleia Hobbs upadła na bieżnię, tuż obok Polki. Doznała skurczu mięśnia, co nie tylko ją wyłączyło z biegu, ale też miało wpływ na resztę stawki. Bo wszystkie przecież miały już maksymalną koncentrację, a tu musiały nagle myśleć o czymś innym. Przerwa zaś nie trwała kilkanaście sekund, ale dobrych kilka minut. Amerykanka została w końcu zwieziona na wózku, nie wystartowała. Swoboda miała wiec obok siebie wolny tor. Polka jakby lepiej wystartowała, ale Alfred już po 30 metrach ją dogoniła. I uzyskała nieznaczną przewagę. Swoboda goniła, biegła wspaniale, próbowała. Do Alfred zabrakło niewiele, dwóch setnych. Zawodniczka z wyspy Saint Lucia uzyskała czas 6.98 s, taki jak Ewa w półfinale. A Swoboda 7.00 s - dało to srebrny medal. Włoszka Zaynab Dosso została z brązem (7.05 s). I Polka była z tego bardzo zadowolona, popłakała się - tak bardzo jej na tym krążku zależało. Choć w duchu pewnie czuje, że złoto było dziś równie realne.