Juniorskie mistrzostwa świata są doskonałą okazją do obserwacji tego, kto za kilka lat może odgrywać kluczowe role w dorosłej rywalizacji, w tych najważniejszych imprezach. To zawody odbywające się co dwa lata, dla zawodniczek i zawodników poniżej 20. roku życia. Dwie ostatnie edycje odbyły się w egzotycznych dla nas miejscach: Nairobi i Cali, obecne zmagania w stolicy Peru Limie też są dla lekkoatletów z Europy sporym wyzwaniem. Choćby z racji pogody - niby jest kilkanaście stopni, a kibice siedzą na stadionie w kurtkach. Zawsze też te mistrzostwa kreują gwiazdy. Gdy osiem lat temu odbyły się w Bydgoszczy, Ewa Swoboda cieszyła się ze srebra na 100 metrów, ale złoto "wzięli" m.in. Noah Lyles (100 m), Selemon Barega (5000 m), Neeraj Chopra (rzut oszczepem), Bence Halasz (rzut młotem) czy Anna Cockrell (bieg na 400 przez płotki). Polacy niemal zawsze, z jednym wyjątkiem w blisko 40-letniej historii wracali z tych zawodów z medalami. Nie inaczej będzie i tym razem - to już wiadomo po pierwszym dniu zmagań. Kilka medalowych szans Biało-Czerwonych. Już pierwsza została wykorzystana Głównym faworytem w polskiej ekipie jest 10-boista Hubert Trościanka, fenomen w tej kategorii wiekowej, podopieczny Marka Rzepki, czyli trenera również Adrianny Sułek-Schubert. Dużą szansę na medal na 200 metrów ma mistrz Europy z zeszłego roku Marek Zakrzewski, można też liczyć na sztafety. I to mimo braku zmęczonej już sezonem Anastazji Kuś, naszej gwiazdy jeszcze z grona juniorek młodszych. Już pierwszy dzień pokazał, że możemy cieszyć się z wielkich talentów biegowych. Dużą radość przyniosła bowiem sztafeta mieszana 4x400 m, która miała niezwykle skomplikowane zadanie. Bieg eliminacyjny i finał zaplanowano bowiem jednego dnia, choć w dwóch sesjach. Polacy awansowali do finału z drugim czasem, lepszy uzyskała tylko Australia, choć za głównego faworyta uważano wcześniej Indie. W porównaniu do tego składu z sesji przedpołudniowej w polskiej drużynie dokonano jednej zmiany - biegnącego na pierwszej zmianie Michała Kijewskiego zastąpił Jakub Szarapo. Ten pierwszy spisał się doskonale, ale już w czwartek czekają go indywidualne starty, a ma sporą szansę na finał 400 metrów. Szarapo spisał się też dobrze, wydawało się nawet, że będzie w stanie przekazać pałeczkę Wiktorii Gajosz na drugiej pozycji. Australijczyk Jordan Gilbert fantastycznie pobiegł jednak końcówkę, wyprzedził Polaka i Hindusa Jaya Kumara. Wielkie emocje z udziałem polskiej sztafety. Walka o utrzymanie drugiej pozycji, atakowały Indie i Chiny Gajosz po zejściu do krawężnika była trzecia, miała niewielką przewagę nad Jamajką Williams. Pobiegła znakomicie, minęła Neeru Pathak z Indii, Stanisław Strzelecki zaczynał swoją zmianę na drugiej pozycji. I on musiał wyjść ze sporych opresji, bo przy wejściu w drugi łuk niczym pociąg intercity dogonił go Hindus Rihan Chaudhary i wziął się za wyprzedzanie po zewnętrznej. Polak przyspieszył, nie dał się, a na ostatniej prostej znów odskoczył na 10 metrów. Zofia Tomczyk miała więc komfortową sytuację, choć raczej już bez szans na walkę o złoto. Australia była daleko przed nami, ale też groźne Indie sporo traciły. Tyle że to inna sztafeta z Azji pokazała pazur - Chinka Yinglan Liu była najszybsza w całej stawce, na 150 metrów przed metą miała już niewielką stratę do naszej 16-latki. Polka jednak się nie pogubiła, pewnie utrzymała drugą pozycję, choć dla niej był to już drugi bieg tego dnia. A przecież za dwa lata w Eugene dalej będzie mogła rywalizować w tej kategorii wiekowej, podobnie zresztą jak Strzelecki czy nieobecna tu olimpijka Kuś. Australia wygrała w czasie 3:19.27 - to nowy rekord kontynentu. Polsce zmierzono 3:20.44, trzecim Chinom zaś 3:31.27. A Indie skończyły dopiero na piątej pozycji.