W sobotę w niemieckim Halle Włodarczyk rzuciła 65,71 i zajęła dziewiąte miejsce. To jej pierwsza porażka od 16 czerwca 2014 roku, kiedy uległa w Ostrawie Niemce Betty Heidler. - Nie wiem, co się stało. Na rozgrzewce wyglądało to bardzo dobrze, a potem się wszystko zepsuło. Nie chodzi o technikę, bo ta wygląda dobrze i nie ma z nią problemów. Nie ma co też wszystkiego analizować po pierwszym starcie. Po prostu czasami się zdarza gorszy dzień – powiedział Kaliszewski. Jak przypomniał, tak słaby wynik Włodarczyk przydarzył się po raz pierwszy od 10 lat. - Trzeba też pamiętać, że spadamy z bardzo wysokiego konia, więc to wszystko jest nie tylko bolesne, ale pewnie będzie przez wielu komentowane. Oczywiście szkoda tej ciągłości zwycięstw, ale stało się i trzeba to zaakceptować. Zresztą lepiej teraz niż w sierpniu w mistrzostwach Europy – dodał. Kaliszewski przekonywał, że na treningach rekordzistka świata prezentuje się bardzo dobrze, nie ma też żadnej kontuzji ani nie choruje. - Byłbym jednak ostrożny z określeniem: „wypadek przy pracy”. Trzeba poczekać i ocenić wszystko po dwóch, trzech zawodach. Kiedyś po prostu przychodzi taki moment załamania i trzeba wyciągnąć z niego wnioski, ale teraz na razie tego nie róbmy, bo w tej chwili za nami dopiero pierwszy start, więc nie należy dramatyzować. Po prostu musimy się nastawić na walkę - zaznaczył. A na następny start Włodarczyk będzie musiała poczekać do 8 czerwca, kiedy wystąpi w Memoriale Janusza Kusocińskiego na Stadionie Śląskim w Chorzowie. - Ten czas spędzimy w Warszawie. Trochę spokojnych treningów, regeneracja, odbudowa, także psychiczna. Z Chorzowa pojedziemy prosto do Ostrawy, a potem na zgrupowanie do Arłamowa – poinformował szkoleniowiec i zapewnił: - W okresie przygotowawczym zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. A w perspektywie igrzysk w Tokio nie przejmujemy się takimi startami jak ten w Halle.