Kajetan Duszyński w ciągu zaledwie kilku tygodni stał się powszechnie rozpoznawalną postacią. 31 lipca jako członek sztafety mieszanej 4x400 m zdobył złoty medal olimpijski w Tokio. W rodzinnych Siemianowicach Śląskich, gdzie się wychował i chodził do podstawówki, spotkał się z mieszkańcami, a potem znalazł czas na rozmowę z Interią. Paweł Czado: Jest pan magistrem biotechnologii, teraz robi doktorat z krystalografii białek. Temat pracy doktorskiej robi wrażenie: "Badania strukturalne surowiczych albumin udomowionych zwierząt w kompleksach z ligandami". Zastanawia mnie w jaki sposób układa pan program dnia i daje radę połączyć pracę naukową z uprawianiem sportu na takim poziomie. Musi być pan niezwykle zorganizowanym człowiekiem. Ma pan każdy dzień rozplanowany co do minuty?Kajetan Duszyński, mistrz olimpijski: - Nie, nie, nie... (uśmiech). Nigdy nie żyłem według schematów, jestem raczej człowiekiem chaotycznym. Muszę jednak przyznać, że jeśli chodzi o organizację życia bardzo pomógł mi okres na studiach. Wtedy spotkałem ludzi, którzy żyli i żyją właśnie według takiego schematu, ustalenia dnia co do minuty. Dzięki nim stałem się bardziej zorganizowany, teraz umiem sobie rzeczywiście dobrze rozplanować dzień. Myślę, że to jedna z najważniejszych spraw, których uczą studia. Żeby je skończyć, musiałem dobrze ułożyć harmonogram. A ja jednak - muszę to przyznać - jestem człowiekiem, który dużo rzeczy robi na ostatni moment (uśmiech). Każdy dedlajn jest dla mnie zbawieniem, wykorzystuję wtedy ten czas w pełni. Ale przeważnie wszystko jest na wariackich papierach więc nie mogę być żadnym przykładem dla tych, którzy chcą prowadzić poukładane życie (śmiech). To co robię sprawia mi po prostu przyjemność, wtedy na pewno jest łatwiej. Oczywiście nie puszczam niczego na żywioł, każdego dnia mam bardzo dużo spraw, ale jestem bardzo elastyczny. Mogę pojawić się na stadionie kiedy mi wygodnie i według tego trybu żyję. Czasami zdarza mi się robić trening o 7.30 rano, czasami robię go o godz. 21. Wszystko zależy ode mnie.Obecnie więcej czasu poświęca pan na lekkoatletykę czy na biotechnologię?- Był okres kiedy znacznie więcej czasu poświęcałem na naukę niż na sport. W ostatnich latach więcej czasu inwestuję w lekkoatletykę, wierzę we własny rozwój i kolejne sukcesy. Jestem jeszcze w wieku kiedy mogę je osiągać. A biotechnologia? Na pewno w przyszłości bardziej chciałbym pracować przy nauce niż przy dydaktyce. To mój cel, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Kibicuj Polakom na Mistrzostwach Europy - sprawdź terminarz mistrzostw Mówi pan, że w życiu odpowiada panu rola underdoga, kogoś niedocenianego, mającego mniejszy potencjał. Teraz to jednak się zmieniło. Ten rok jest dla pana przecież niezwykły. Oprócz złota olimpijskiego pobił pan rekordy życiowe w biegu na 400 metrów na stadionie (44,92 osiągniete 21 sierpnia w Bernie co jest trzecim wynikiem w historii polskiej lekkoatletyki i w hali (46,85 osiągnięte 20 lutego w Toruniu).No i co teraz?- Sprawa się trochę rypła (śmiech). Rzeczywiście, nie jestem już tym underdogiem... Myślę, że jakoś odnajdę się w tej sytuacji. Po powrocie z igrzysk nie czułem żadnej presji. Tak naprawdę ważne żeby była forma. W tym sporcie liczy się wytrzymałość fizyczna. Kiedy ona jest - wszystko jest w porządku. Wszyscy, którzy pana znają twierdzą, że ten gigantyczny sukces wcale pana nie zmienił i nadal jest pan tym bezpośrednim, uśmiechniętym chłopakiem. Naprawdę tak jest?- Myślę, że całe życie się zmieniamy, wydarzenia mają na nas wpływ. Po tym co się stało nie czuję się jednak innym człowiekiem. Według mnie ważne jest to co robimy na co dzień i jacy jesteśmy dla innych ludzi a nie to co zdobywamy w życiu. Według takich zasad żyję. Medal jest fajny, ale to tylko efekt jakichś moich indywidualnych ambicji.Był kiedyś moment kiedy chciał pan zrezygnować ze sportu? W przeszłości przed zawodami często przydarzały się panu urazy lub choroby, to może zniechęcić. Gdyby igrzyska w Tokio odbyły się w pierwotnym terminie właśnie z tych powodów nie mógłby pan w nich wystartować...- Zdarzały się pojedyncze myśli, ale nigdy nie byłem silnie przekonany żeby z biegania zrezygnować. Bardziej myślałem o jakiejś przerwie w momencie kontuzji, z którą się męczyłem przez długi czas. To było jakieś pięć lat temu... Na szczęście dałem radę z tego wyjść. W najbliższą niedzielę Memoriał Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim. Startuje pan?- Oczywiście. Wezmę udział w biegu na 400 metrów. Wstęp wolny. Wszystkich zapraszam. rozmawiał: Paweł Czado