Po pierwszej turze rozmów z dziennikarzami Natalia Kaczmarek potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Po kilkunastu minutach wróciła i dzieliła się emocjami po swoim historycznym wyczynie. - Już wcześniej miałam drugi wynik w Polsce, ale dziś wydarzyło się coś wielkiego - przyznała Kaczmarek. W tym sezonie, razem z Anną Kiełbasińską, prezentują zdecydowanie najlepszą formę w naszej kadrze i tylko kwestią czasu pozostawało, kiedy magiczna granica w końcu pęknie. Natalia Kaczmarek: Emocje są niesamowite Najszybszą Polką wciąż pozostaje Kirszenstein-Szewińska - nieodżałowana trzykrotna złota, w w sumie siedmiokrotna medalistka olimpijska - jednak Kaczmarek rezultatem 49.86 weszła w Chorzowie do absolutnie ekskluzywnego klubu. - Forma fizyczna cały czas była, a pojawiały się małe wypadki przy pracy. Ostatnio psychika może nie ucierpiała, ale musiałam odbudować pewność siebie. Teraz mi się to udało i mam nadzieję, że tak już pozostanie - dodała Kaczmarek, nawiązując do mistrzostw świata w Eugene i zgrzytów w kadrze "Aniołków Matusińskiego". - Ogromnie cieszę się, że stało się to tutaj, na tym stadionie, na oczach rodziny. Emocje są niesamowite. Łzy popłynęły z oczu trenera Natalii, Marka Rożeja. Reakcja zawodniczki była podobna. - Ja też płakałam, emocje są duże. Mówiliśmy z trenerem, co musi się stać, żebyśmy byli spełnieni. Może to jeszcze nie było to, co powiedziałam w naszej rozmowie, ale małymi krokami zbliżamy się do tych celów. Kaczmarek zdradziła, że na pewno uczci swój wyczyn, lecz póki co w sposób kontrolowany. - Przede mną jeszcze mistrzostwa Europy, więc świętowanie nie będzie takie, jakiego może bym sobie życzyła - uśmiechnęła się 24-latka, mistrzyni i wicemistrzyni olimpijska z Tokio. W Chorzowie wygrała reprezentantka Holandii Femke Bol z czasem 49.75. To jednocześnie rekord mityngu i rekord jej kraju.