Przed tymi półfinałami mieliśmy wielkie nadzieje, że być może połowę finalistek będą stanowiły reprezentantki Polski. To się nie udało, choć i tak nie możemy narzekać. Anna Kiełbasińska i Natalia Kaczmarek uzyskały najlepsze czasy, wygrały swoje biegi półfinałowe, a zmęczona wczorajszymi kwalifikacjami Iga Baumgart-Witan "wydarła" ósmy czas dnia i ostatnią lokatę dającą prawo startu w środowym finale. Nie powiodło się tylko Justynie Święty-Ersetic, która przecież cztery lata temu w Berlinie zdobyła złoto z aktualnym do dziś rekordem życiowym - 50,41 s. Justyna Święty-Ersetic: Jestem z siebie dumna, bo spróbowałam - Do samego końca zastanawiałam się, czy wystartować, czy nie. Bardzo chciała, bo jestem typem walecznym i chciałam spróbować Choć wiem, że było wiele przeszkód po drodze. Jestem z siebie dumna, bo spróbowałam, zrobiłam wszystko, co mogłam, ale niestety - zabrakło. 29-letnia podopieczna Aleksandra Matusińskiego przyznała, że dobry start w Mistrzostwach Europy był jej głównym celem na ten sezon. - Rozmawiałam z trenerem na początku sezonu, że pojadę po obronę tytułu. Los chciał jednak inaczej. Na łzy przyjdzie jeszcze czas, ale to już w samotności, w pokoju hotelowym. Może tak to teraz wyglądać, ale jest mi cholernie przykro, że tak się ten sezon potoczył - stwierdziła i zapewniła, że do czasu biegów sztafetowych będzie już tylko odpoczywać. - No i będę jutro wspierała z trybun dziewczyny - dodała. Kiełbasińska zapomniała o bólu, Kaczmarek musiała przyspieszyć A jej koleżanki spisały się doskonale. Anna Kiełbasińska wygrała pierwszy bieg z czasem 50,45 s - czyli doskonałym, jak na półfinał. - Jestem regularna jak w szwajcarskim zegarku, trenowana przez szwajcarskiego trenera - powiedziała. I zdradziła, ze do Mistrzostw Europy przystąpiła z lekką dolegliwością. - Wczoraj nie mogłam jeszcze tak szybko biegać, ale uznaliśmy z trenerami Laurentem i Jarkiem, że raz kozie śmierć. Mam zapomnieć o bólu i lecieć. Nie myślałam o tej nodze, tylko o tym, że chcę wygrać i trafić na fajny tor w finale - stwierdziła Kiełbasińska w rozmowie w TVP Sport. Lepszy czas o pięć setnych miała od niej Natalia Kaczmarek, która wygrała z kolei drugi półfinał. Mocno naciskała ją jednak Brytyjka Victoria Ohuruogu. - Myślałam, że mogę pobiec trochę luźniej, a musiałam przyspieszyć. Do finału została ponad doba, więc jest czas na regenerację - stwierdziła zawodniczka, która obok Femke Bol jest główną faworytką finału. - Oglądałam bieg Femke, bo tam biegła Justyna. Widać, że jest mocna, ale to wiedzieliśmy już od dawna. Czas wyjść na bieżnię i zrobić swoje - stwierdziła Kaczmarek. Iga Baumgart-Witan: Trzeba to przyjąć na klatę i czekać Bardzo długo na swoją kwalifikację czekała za to najwyższa z naszych zawodniczek - Iga Baumgart-Witan. Ona na finiszu pierwszego z półfinałów walczyła o trzecie miejsce - i je wywalczyła. Później czekała, co zrobią rywalki z trzech i czwartych miejsc w dwóch kolejnych półfinałach. Z tej próby nerwów wyszła zwycięsko - lepszy czas od niej uzyskała tylko jedna rywalka. - Jak się nie wchodzi z pierwszego miejsca, to trzeba to przyjąć na klatę i czekać. Zastanawiałyśmy się z koleżanką, czy lepiej biec w pierwszej serii i czekać te 15 minut, czy jednak w ostatniej - żartowała po biegu Polka. Ona w poniedziałek wieczorem biegła kwalifikacje, podczas gdy większość jej rywalek od razu dostała prawo występu w półfinale. - Zasady nie są sprawiedliwe, nie mogłam zasnąć, emocje we mnie buzowały. Odetchnęłam jednak i bucham energią. Dwa równe biegi to też ważne w kontekście sztafety - stwierdziła Iga Baumgart-Witan.