Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Wróciła już pani do treningów? Justyna Święty-Ersetic, złota i srebrna medalistka igrzysk olimpijskich z Tokio w sztafetach: Trenuję od połowy września. Na początku były to treningi typowo siłowe, jeździłam na rowerze stacjonarnym, a zapewniam, że na tym urządzeniu też można się zmęczyć i nawet bardziej niż biegając. Dwa tygodnie temu zaczęłam stawiać pierwsze kroki na ścieżkach biegowych. Wiem, że to może brzmi dziwnie. Ale tak trzeba to robić - spokojnie. Już biegam i wprowadzam się na nowo do tego treningu. I najważniejsze,, czuję przy tym ogromną satysfakcję, że mogę to wreszcie robić to, co kocham i to bez bólu. Co pani dokładnie dolegało? - Miałam problemy ze ścięgnem Achillesa. To typowo przeciążeniowa kontuzja. Zawiniło kilkanaście lat ciężkich treningów. Nawarstwiły się wszystkie obciążenia i w końcu organizm powiedział dość, domagając się odpoczynku. To zawsze trudny moment dla sportowca, że musi przerwać swoje rytuały, zrezygnować ze startów, z walki o zwycięstwa. Jak pani to przeżyła psychicznie? - Pierwszy raz w swojej długiej już karierze tak długo odpoczywałam. Nie jest to łatwe. Poświęcamy swoje życie, żeby reprezentować kraj, spełniać marzenia, rywalizować, a czasami mimo chęci nie zawsze to się udaje, nie można tego robić. Przyszedł na mnie ten czas, musiałam zwolnić. Patrzę na to teraz i myślę, że dobrze się stało. Tak staram się do tego podchodzić. Jestem na tyle doświadczoną zawodniczką, że dla mnie najważniejsze są igrzyska olimpijskie. Cieszę się, że przerwa w treningach nastąpiła w tym roku. W odpowiednim momencie mogłam zatęsknić za sportem, wyleczyć swoje boleści i wrócić do biegania - mam nadzieję na jeszcze wyższym poziomie. Czyli nie traktuje pani tej przerwy w startach jako straconego czasu? - Nie podchodzę do tego w ten sposób. Wiele z tej przerwy wyniosłam. Przede wszystkim nabrałam chęci do treningów. Chcę się teraz sprawdzać jak się zachowam po tak długim czasie bez rywalizacji. Myślę, że pod każdym względem jestem gotowa na przyszły sezon. W jakich konkurencjach - w sztafetach, czy w biegu indywidualnym na 400 m? - Wszystkie konkurencje będę dla mnie bardzo ważne. Ale wiadomo, że im szybsza będę w biegach indywidualnych, tym bardziej będę pomocna w sztafecie. Nadrzędnym celem są igrzyska olimpijskie w Paryżu i jeśli miałabym się określić w tym kontekście, to bardziej stawiałabym na sztafety. Ale na sztafetę mieszaną czy kobiecą? Szczególnie dostać się do sztafety mieszanej będzie teraz trudne. Miejsc mało, a konkurencja wzrosła. - Czas pokaże. Ja jednak mam przede wszystkim małe marzenie, żeby być zdrowa, móc spokojnie trenować, startować i krok po kroku dążyć do celu. Wśród tych marzeń jest chęć poprawy rekordu życiowego na 400 m, czyli pobiec poniżej 50,41 sek. To jest możliwe? - Jakbym w to nie wierzyła, to bym nie trenowała. Muszę mieć cel, coś co mnie napędza. Wierzę, że stać mnie na szybsze bieganie. Zobaczymy. Pani koleżanka z reprezentacji, ze sztafety, ale też rywalka została wicemistrzynią świata, biega poniżej 50 sekund. Jak pani ocenia sezon i przyszłość Natalii Kaczmarek? - Świetny sezon, najlepszy w karierze. Pokazała, że jest na topie, że w naszej konkurencji rozdaje karty. Przywiozła do Polski medal mistrzostw świata na który czekaliśmy w sprintach wiele lat. Natalia nie powiedziała ostatniego słowa. Wszystko przed nią. Myślę, że w przyszłym sezonie będzie próbowała pobić rekord Polski Ireny Szewińskiej (49,28 s. - przyp. red.)i że jej to się uda. Jest na to gotowa. Była na to gotowa i w tym sezonie, ale aby tego dokonać wiele rzeczy musi się zgrać. Takie wyniki koleżanek mobilizują? - Jeśli każda z nas jest lepsza to my się nawzajem napędzamy. Każda z nas chce dorównać koleżance , ze sztafety. Cieszę się, że nadeszły takie czasy, że trzeba zawzięcie walczyć o te miejsca w sztafecie, że to nie jest jak było kilka lat temu, kiedy zaczynałam biegać, to byłyśmy trzy, cztery i trzeba było kogoś szukać do sztafety. Teraz trzeba być w wysokiej dyspozycji, trzeba się bić o miejsce w kadrze, ale to jest dobre. Sztafeta kobieca 4x400 m nie zdobyła tym razem medalu mistrzostw świata, ale w finale Polki pobiegły ambitnie. Jak pani ocenia ten występ? - Ten skład który teraz biegał był świeży, nowy. Dziewczyny po raz pierwszy reprezentowały kraj na imprezach międzynarodowych. Takie przejście nie jest łatwe, zwłaszcza w sztafecie, w której trzeba nauczyć się wiele detali i zachowań. Uważam, że poradziły sobie fantastycznie jak na to jak źle się to układało. Widziałam ten bieg, jak dziewczyny walczyły do samego końca i jestem ogromnie z nich dumna. W przyszłym sezonie stara gwardia będzie jednak chciała wskoczyć do reprezentacyjnej sztafety. Polska gwiazda cierpiała. Po schodach chodziła na czworakach W Tokio polska sztafeta mieszana zdobyła złoty medal... - Wtedy to była nowość. Wykorzystaliśmy to. Ale teraz coraz więcej reprezentacji biega tę sztafetę, próbując swoich sił. Będzie piekielnie trudno powtórzyć sukces, który był trzy lata temu, obronić tytuł. Jakie są pani plany na najbliższe tygodnie, miesiące. Będzie już więcej biegania? - Będę wprowadzała coraz więcej elementów skocznościowych. Muszę próbować tę nogę, sprawdzić jak się zachowuje. Przede mną już niedługo pierwsze zgrupowanie przed przyszłym sezonem, najpierw w Zakopanem. Tam będę trenowała dwa razy dziennie. Będzie to nowy bodziec dla mojego organizmu. Następnie udam się do Portugalii, gdzie będę mogła potrenować w trochę lepszych warunkach pogodowych niż w Polsce. Z tygodnia na tydzień będę wprowadzała więcej do swojego treningu i będę obserwowała jak moje ciało na to reaguje. Jestem dobrej myśli. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski