W tym sezonie Justyna Święty-Ersetic ze startu na start się poprawia, choć cały czas coś jeszcze idzie nie po jej myśli. Mimo to ta doświadczona zawodniczka w Toruniu pokazała, że jej forma jest coraz wyższa. - Tak naprawdę to była kwestia czasu. Jeśli ktoś widział mój bieg w Birmingham to wie, że potoczył się dla mnie bardzo niekorzystnie. Biegłam 200 metrów po drugim torze, a to naprawdę spora strata. Cieszę się z występu w Toruniu, ale tak jak widać nie jestem do końca wypruta. Na drugim kole szukałam miejsca, żeby minąć Natalię, ale mi się nie udało i skończyło się, tak, jak się skończyło. Sport nauczył mnie pokory i cierpliwości, dlatego czekam na kolejny start - stwierdziła tuż po zakończeniu mityngu Copernicus Cup. Tam zresztą też dała się nieco zamknąć, co skomentowała z dużym poczuciem autoironii. - Jak to zawsze mówię, jak ktoś jest lamą to do końca życia nią zostanie (śmiech). Jeszcze do niedawna Święty-Ersetic mogła cieszyć się z rekordu Polski, ale w tym sezonie Anna Kiełbasińska pobiegła już 51,10, a w Toruniu 51,15 osiągnęła Natalia Kaczmarek i to one są liderkami tabel. Jednak dla zawodniczki AZS-AWF Katowice to powód do radości, szczególnie w kontekście występów w sztafecie. - Nastały takie czasy, że były rekord Polski 52,00 w tym momencie nie dawał by nic. To jak najbardziej cieszy, bo patrząc na sztafetę uważam, że tak szybkiej sztafety jeszcze nie miałyśmy, więc na pewno będziemy walczyć o poprawienie halowego rekordu kraju, bo będzie to w naszym zasięgu. Przypuszczałam, że mój wynik 51,34 nie jest jakoś specjalnie wyśrubowany, dlatego cieszę się z progresu dziewczyn, a mnie to osobiście motywuje - zapewniła biegaczka. Czytaj także: Niezwykła przemiana Ewy Swobody Przed Polkami start w halowych mistrzostwach świata w Belgradzie, gdzie nasza sztafeta będzie wymieniana w gronie kandydatek do zwycięstwa. Co prawda Holenderki Femke Bol i Lieke Klaver są naprawdę mocne, ale już kolejne członkinie ich sztafety mocno odstają, a tymczasem u nas mocnych zawodniczek, na równym poziomie jest więcej, co powinno być siłą Biało-Czerwonych. - Myślę, że na pewno będziemy walczyć. To będzie zależało też od składów, w jakim przyjadą inne kraje choć na ten moment pokazałyśmy, że to my się liczymy i na pewno łatwo tego złota nie oddamy - zapewnia Święty-Ersetic, która wciąż nie jest pewna, że wystartuje również indywidualnie. - Jeśli dostanę taką możliwość, to będę chciała startować. Jestem typem walczaka. Na razie muszę się jednak zakwalifikować, bo już cztery dziewczyny mają wypełnione minimum, a miejsca są tylko dwa. To zwiastuje, że znowu 400 metrów kobiet na mistrzostwach Polski będzie jedną z ciekawszych konkurencji.