- Paweł zainteresował się młotem w wieku 13 lat i to dzięki ówczesnej trenerce ULKS Zielony Dąb Żarów (pow. świdnicki) Jolancie Kumor. Przez pół roku namawiała go to tego. W końcu dał się przekonać, nie mając już chęci na popularne u nas konkurencje biegowe. Nasza sekcja lekkoatletyczna przez lata odnosiła sukcesy, więc kiedy w 2003 roku dołączył Fajdek, miał z kim rywalizować - powiedział 56-letni Zygmunt Worsa, jeden z pierwszych szkoleniowców mistrza świata, starosta powiatu świdnickiego. Prezes Dolnośląskiego Związku Lekkiej Atletyki i przewodniczący komisji rewizyjnej PZLA od trzech kadencji podkreślił, że Fajdek czynił szybkie postępy, w czym pomagał mu jego niezłomny i twardy charakter oraz warunki fizyczne. - Korpulentny, szybki, miał wszystko, czego potrzeba. Był prawdziwym walczakiem. Jednak zanim zaczął odnosić sukcesy, mieliśmy w klubie kilku chłopców lepszych od niego. Spośród 30 zawodników nie wyróżniał się niczym szczególnym. O jego dobrych wynikach w największym stopniu zadecydowała ogromna pracowitość i pilność, z jaką przykładał się do każdego kolejnego treningu - zaznaczył Worsa. Jednak jako młody chłopak nie wiązał swojej przyszłości z tą konkurencją. Nie zgadzając się z rodzicami, którzy widzieli syna jako wielkiego kolarza, na przekór zdecydował, że będzie lekkoatletą. - Od dzieciństwa Paweł lubił się ruszać i ganiać z kolegami za piłką. Jako że jego tata był kolarzem, rodzina chciała, żeby także syn zajął się tą dyscypliną. Ale on się zbuntował i jak zwykle postawił na swoim. Jednak ojciec, w przeciwieństwie do pozostałych, był po jego stronie. Uznał, że to Paweł zdecyduje o tym, jaki sport chce uprawiać - wspomniała 48-letnia Kumor, obecnie nauczycielka wychowania fizycznego w I LO w Świdnicy. Przyznała, że długo musiała rozmawiać z Fajdkiem. - Kiedy w 2003 roku, po sześciu miesiącach namawiania i trudnych dyskusji, Paweł zaczął treningi, zobaczyłam, że ma niesamowity charakter. Chociaż nie był czołową postacią w grupie, to jednak miał w sobie coś niezłomnego, nigdy nie odpuszczał i nie lubił przegrywać. Jego bunt, który nasilił się w okresie dojrzewania, udało się jednak stłumić - zauważyła. Jak podkreśliła, bunt to nie tylko zaciśnięta pięść, ale i otwarte oczy. - Wystarczyło kilka razy poważnie porozmawiać, aby do niego dotrzeć. W klubie panowała fajna atmosfera, sprzyjająca właściwemu rozwojowi. Dzięki determinacji, ciągłej pracy nad sobą oraz stawianiu sobie kolejnych, coraz wyższych celów udało mu się zdobyć tytuł mistrza świata - dodała. Kumor oceniła, że wszelkie wartości, które zostały mu wówczas wpojone przez trenerów, korzystnie wpływały na jego przygotowanie mentalne. - Fajdek to zawodnik startowy, życiówki osiągał nie na treningach, a w najważniejszych zawodach. Skupienie i koncentracja odgrywają u niego decydującą rolę. W tej konkurencji ważne jest, żeby nie myśleć o odległości, a skupić się na jak najlepszym wykonaniu rzutu pod względem technicznym. Ważna jest też silna psychika. Sama tylko siła fizyczna nie wystarczy. Wpoiłam Pawłowi, że porażka to jednocześnie szansa, by coś zmienić, poprawić. Jak widać, to teraz zaprocentowało. Po nieudanych dla niego igrzyskach w Londynie dokonał zmian na wielu płaszczyznach - powiedziała. Fajdek zaznaczył, to właśnie w małych miejscowościach drzemie największy potencjał. - Jeśli ktoś chciałby namówić kogoś do sportu, to na pewno nie młodzież z dużych miast. Trzeba skupić się na tych z mniejszych miejscowości, gdzie są jakieś korzenie czy tradycje. Staram się sam tworzyć jakąś historię w swoim miasteczku i widzę, że zainteresowanie jest, tylko nie ma na razie możliwości w postaci obiektu - powiedział najmłodszy mistrz świata w rzucie młotem w historii. ULKS Zielony Dąb Żarów pozostał do dziś, ale... nie prowadzi już działalności szkoleniowej jak za dawnych lat, kiedy siłą napędową były wspomniane osoby. - Klub jest, jednak bez zawodników - dodał Worsa.