Poprawienie rekordu życiowego i dobry wynik na przyszłorocznych lekkoatletycznych mistrzostwach świata - to najbliższe wyzwania młociarki AZS OŚ Poznań. Pochodząca z Augustowa Fiodorow, mimo że od trzech lat trenuje w Poznaniu, wciąż kontynuuje naukę w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego i Turystyki w Białymstoku. W grudniu będzie bronić pracy magisterskiej. - Zanim przyszłam do Poznania, właśnie w Białymstoku zaczęłam studia magisterskie. Nie chciałam zmieniać uczelni, bo musiałabym zdać różnice programowe. A ponadto w Białymstoku miałam komfortowe warunki zaliczania egzaminów i bardzo wyrozumiałych wykładowców - powiedziała 25-letnia lekkoatletka. W swojej pracy dyplomowej opisała tym, czym sama się zajmuje. - Dokonałam porównania cyklu przygotowań do igrzysk olimpijskich dwóch zawodniczek. Jedną z nich jest Anita Włodarczyk i jej przygotowania do igrzysk w Pekinie, drugą ja sama i mój cykl treningowy przed startem w Londynie. Przygotowując się do tych imprez, byłyśmy w zbliżonym wieku, podobne też uzyskiwałyśmy rezultaty. To bardzo ciekawe porównanie, także samej techniki - dodała. Fiodorow w sierpniu tego roku dość nieoczekiwanie weszła do czołówki światowej w swojej konkurencji. Miejsce na podium podczas ME w Zurychu było zaskoczeniem także dla niej samej. A niewiele brakowało, by w ogóle nie pojechała do Szwajcarii. Po mistrzostwach Polski w Szczecinie nie została powołana do reprezentacji. - Po mistrzostwach Polski podcięto mi skrzydła i przestałam wierzyć w to, że może się udać. Na mistrzostwach Europy moim celem była pierwsza szóstka, a w medal dopiero uwierzyłam podczas konkursu finałowego. Widziałam, że jestem bardzo dobrze przygotowana. Dodatkowo na mnie nie ciążyła żadna presja, tak jak na przykład na Anicie, od której na każdych zawodach oczekuje się medalu. A ja pozostawałam tak trochę w cieniu. Nikt nie stawiał na to, że będę miała medal. A przecież moje rywalki Betty Heidler i Kathrin Klaas rzucały w tym roku powyżej 76 metrów - mówiła. Jak dodała poznańska młociarka, sukces z Zurychu niewiele zmienił jej w życiu, ale dał jej przede wszystkim duży komfort psychiczny przed przygotowaniami do przyszłorocznych startów. - Dzięki medalowi zostałam doceniona przez Polski Związek Lekkiej Atletyki i Ministerstwo Sportu i Turystyki. Mam zapewnione stypendium oraz komfortowe przygotowania. A medal to taki dodatkowy kopniak do dalszej pracy - podkreśliła. W kolejnym sezonie zawodniczka chciałaby potwierdzić swoją pozycję w elicie. Celem jest poprawa rekordu życiowego (74,39 m) i dobry występ na przyszłorocznych mistrzostwach świata w Pekinie. - Na razie nie zamierzam gonić Anity, chciałabym tak krok po kroku dochodzić do wyników z coraz wyższej półki. Pięć metrów do rekordu świata Anity to jest dużo. Ja jednak dopiero wchodzę na ten wyższy poziom rywalizacji. Pierwszy medal już mam, a to pokazuje, że stać mnie na walkę z elitą. Jestem jeszcze dość młodą zawodniczką. Na dobrą sprawę, dopiero od czterech lat współpracuję z trenerami na profesjonalnym poziomie. I wciąż przede mną sporo pracy, przede wszystkim nad techniką - tłumaczyła. Od listopada 2011 roku jej opiekunem jest Czesław Cybulski, który w przeszłości prowadził m.in. Szymona Ziółkowskiego i Włodarczyk. Nie ukrywa, że choć czasami iskrzy na treningach, to szkoleniowiec miał największy udział w jej sukcesie. - Czasami się kłócimy, czasami się kochamy, ale tak to bywa. Spędzamy bardzo dużo czasu ze sobą i naprawdę w tym ciężkim treningu, który mocno daje nam w kość, każdy ma swoje racje. Zdarzają się nietrafione kłótnie, ale na całe szczęście wszystko potrafimy wyprostować. Trener jest bardzo wymagający. Zawsze wymaga więcej niż tak naprawdę jestem w stanie zrobić. Z drugiej strony to wychodzi zawodnikowi na dobre, bowiem musi on się mobilizować do cięższej pracy, a to prędzej czy później przyniesie wynik - przyznała. Doprowadzając na szczyty swoich zawodników, Cybulski rozstawał się z nimi nie zawsze w miłych okolicznościach. Fiodorow w ogóle nie myśli, by mogła trenować z innym szkoleniowcem. - Trenujemy razem dopiero trzy lata. Nie czuję się zmęczona, a formuła naszej współpracy jeszcze się nie wyczerpała. W tej chwili jest dla mnie jedyną osobą, która jest w stanie przygotować mnie do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i ominą mnie kontuzje, w Brazylii będę w stanie osiągnąć naprawdę dobry wynik. Jeden taki sukces już mamy i czekamy na kolejne - podsumowała.