Rafał Bała: To wielki sukces, zważywszy na to, że w przyszłym roku odbędą się letnie igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Czy ten sprawdzian Polaków wypadł dobrze, bardzo dobrze czy idealnie?Jerzy Skucha, prezes PZLA: Muszę się przyznać do tego, że kiedy byłem pytany przed mistrzostwami o to, ile zdobędziemy medali, to uznałem, że zdobycie czterech krążków będzie uznane za bardzo dobry występ. Idąc tym tokiem rozumowania trzeba powiedzieć, że ten występ jest o wiele lepszy niż przewidywałem, medali jest dwa razy więcej. To jest znakomity występ Polaków. Osiem medali, w tym trzy złote, w sumie 13 miejsc w wąskich finałach, czyli w czołowych "ósemkach". Na pewno takiego występu polska reprezentacja w historii mistrzostw świata nie miała.Mieliśmy osiem medali przed sześcioma laty w Berlinie, ale tam nie było aż takiego wysypu złota. Tu chyba nie chodzi o wyścig medalowy, tu chodzi o odpowiedź na pytanie na ile są przygotowani polscy lekkoatleci. W Pekinie mieliśmy 50 reprezentantów Polski i osiem medali, więc procent skuteczności jest bardzo wysoki.- W Berlinie mieliśmy ogromne niespodzianki. Niestety, nie wszystkim z nich udało się później przedłużyć karierę na poziomie światowym. Mam nadzieję, że ta ósemka, która zdobyła medale w Pekinie, będzie walczyć na najwyższym poziomie przez kolejne kilka lat na różnych imprezach światowych.W gronie faworytów przed mistrzostwami wymieniał pan Anitę Włodarczyk, Pawła Fajdka i Piotra Małachowskiego. Oni nie zawiedli, a to znaczy, że zarówno siła fizyczna, jak i mentalna jest po ich stronie.- Denerwowałem się przed mistrzostwami, kiedy dziennikarze mówili, że będziemy mieć trójkę mistrzów świata. Wiadomo, że dużo czynników wpływa na to, żeby faworyt wygrał. Pamiętamy Piotra Małachowskiego w eliminacjach, jakie miał problemy. Trudne chwile przeżywał również Robert Urbanek w finale. Ta trójka, którą pan wspomniał rzeczywiście pokazała, że dominuje w świecie nie tylko w imprezach niższej rangi, ale właśnie w najważniejszej imprezie w roku. Każdy z nich potrafił pokazać, że jest najlepszy na świecie.W trzech konkurencjach mieliśmy dublety, czyli w rzucie dyskiem i rzucie młotem mężczyzn oraz w skoku o tyczce. To może świadczyć o tym, że w niektórych konkurencjach Polska dominuje.- Bardzo się cieszę, że zaczynamy zdobywać medale na najważniejszych imprezach w innych konkurencjach niż rzutowe. Mamy dwa medale w skokach o tyczce i mamy też w biegach. To bardzo ważne, że ta gama konkurencji rozszerza się.Wspomniał pan o biegach. Adam Kszczot zdobył srebrny medal w biegu na 800 metrów, przegrywając tylko z Kenijczykiem Davidem Rudishą. Widzi go pan na olimpijskim podium?- Jestem przekonany, że jeżeli Adam trafi jeszcze w tym roku na dobre warunki, to pobije rekord Polski, biegnąc poniżej minuty i 43 sekund. Czy taki wynik da złoty medal na igrzyskach olimpijskich? Trudno powiedzieć. Adam pokonał prawie całą czołówkę światową z wyjątkiem rekordzisty świata i nic nie stoi na przeszkodzie, aby w takiej samej roli walczył o medal olimpijski.Ważne też są miejsca tuż za medalami, czyli pozycje w czołowych "ósemkach". Czwarte miejsce Kamili Lićwinko w skoku wzwyż czy siódma lokata Joanny Jóźwik w biegu na 800 metrów. Takie miejsca między czwartym a ósmym to są też nadzieje na przyszłość polskiej lekkoatletyki? - Tak, mamy 13 takich pozycji, czyli pięć miejsc między czwartą a ósmą pozycją. Każdy z zawodników, który taką lokatę zajął w Pekinie może być potencjalnym medalistą olimpijskim. Mówię to z pełnym przekonaniem. Przypomnę jeszcze jedno wielkie nazwisko Tomka Majewskiego, który był szósty na mistrzostwach świata, uzyskując najlepszy wynik w tym sezonie. Myślę, że zdobył dodatkową motywację, aby przygotowywać się do igrzysk i tam walczyć o medal.