64-letni Skucha, doktor nauk matematycznych, urodzony w Proszowicach k. Krakowa, został wybrany prezesem na zjeździe w Spale 10 stycznia 2009 roku przez 69 delegatów spośród 101 uprawnionych do głosowania. Jego kontrkandydatami byli Krzysztof Wolsztyński z Bydgoszczy i ówczesny dyrektor Biura Sportu Miasta Stołecznego Warszawy Wiesław Wilczyński. Jak podkreślił Skucha, który przez osiem lat (1997-2004) był kierownikiem szkolenia PZLA, nie prowadzi żadnej wojny z trenerem Tomasza Majewskiego, dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą. - Henia znam od co najmniej 30 lat i jesteśmy na stopie koleżeńskiej. Między nami nie ma żadnej wojny. Do jego kandydatury podchodzę poważnie i życzliwie, chociaż wolałbym mieć go po swojej stronie, a nie jako konkurenta. Ale to jego wola i ja ją szanuję - powiedział. Zaznaczył, że ma świadomość tego, co było dobre i co złe przez cztery lata obecnej kadencji, a co jeszcze jest do zrobienia. - Opanowanie chaosu organizacyjnego i finansowego uważam za spore osiągnięcie, tak samo jak i pozyskanie sponsorów. W historii PZLA nie było jeszcze tylu, co obecnie. Ale to nie są sukcesy medialne, widowiskowe, rozpoznawalne. Takimi są trofea najważniejszych imprez, a tu akurat jest niedosyt z ostatnich dwóch lat - tylko dwa medale igrzysk olimpijskich w Londynie i jeden mistrzostw świata w Daegu w 2011 roku, chociaż w 2009 w Berlinie mieliśmy osiem, a rok później dziewięć mistrzostw Europy w Barcelonie - wspomniał Skucha. Prezes już wcześniej, na początku września, poinformował poprzez stronę PZLA, że "dla komfortu pracy nowego zarządu kluczowe stanowiska w biurze będą podlegały procedurze konkursowej". - Nie chcę być posądzany, że się otaczam kolesiami, znajomymi, że kogoś lubię bardziej, innego mniej albo wcale. Dlatego, jeśli delegaci powierzą mi ponownie funkcję prezesa, to najważniejsze stanowiska w związku zostaną obsadzone zwycięzcami konkursów - wyjaśnił. Urodzony w Warszawie 60-letni Olszewski, związany z lekkoatletyką od 1965 roku, podkreślił, że prezes Skucha wprowadził w tej kadencji wiele dobrych zmian, ale on chciałby pójść jeszcze dalej. - Mam nieco inną wizję szkolenia. Ja, jako trener mistrza olimpijskiego, nie miałem problemów, w przeciwieństwie do niektórych osób. Są też osoby opowiadające się za wprowadzeniem zmian, na przykład w obsłudze szkolenia. Dlatego między innymi zdecydowałem się kandydować, choć zaznaczam, nie muszę być prezesem - powiedział. Olszewski nie widzi zagrożenia, że jak będzie prezesem, to ucierpi praca z Majewskim. Przypomniał, że był szefem szkolenia od jesieni 2004 roku do lutego 2009 i uważa, że jest w stanie pogodzić obowiązki. - Jestem, delikatnie mówiąc, pracoholikiem - przyznał. Zapowiedział też, że prezesem będzie społecznie, a kierowanie związkiem może być w nowej kadencji, przy siedmioosobowym zarządzie (obecnie 23), łatwiejsze.