Wygrana i wynik 4,68. Jest pani usatysfakcjonowana? Jelena Isinbajewa: Nie jestem zadowolona z rezultatu, a tylko ze zwycięstwa. Chciałam uzyskać 4,90. Niestety, nie udało się. Dlaczego wybrała pani Bydgoszcz zamiast zawodów w Doniecku? - W Doniecku startowałam osiem razy z rzędu, a w tej chwili potrzeba mi zmiany. Dlatego zdecydowałam się na Bydgoszcz. W Pedro's Cup wystąpiłam po raz trzeci. Ostatnio, gdy tu byłam, przegrałam ze Swietłaną Fieofanową. Może to był też dla mnie bodziec, by znowu tu przyjechać? Ale tutaj pani nie poprawiła nigdy rekordu świata, a w Doniecku kilkakrotnie. - To prawda, ale ja lubię Bydgoszcz. Tym razem szczególnie mi się podobało i skłaniam się ku temu, by za rok znowu tutaj przyjechać. W ostatnim okresie wiele się zmieniło w pani życiu. Przede wszystkim wróciła pani do swojego pierwszego trenera Jewgienija Trofimowa. - To jest krok w dobrym kierunku. Zawsze jak podejmuję jakąś decyzję bardzo długo się nad nią zastanawiam. Niczego nie robię w pośpiechu i bez przeanalizowania całej sytuacji. Sama w tej chwili widzę, że wszystko idzie ku lepszemu. Moje skoki w 2009 roku były do niczego, kompletnie się posypałam. Teraz widzę, że powoli wraca moja dyspozycja z najlepszych lat, gdy biłam rekord świata. Już prawie wydobrzałam. Kibice w hali Łuczniczka chcieli być świadkami ataku na rekord świata... - Oj, do tego jeszcze potrzebuję czasu. Moja technika nie jest jeszcze stabilna, popełniam błędy. Jestem jednak pewna, że wrócę do wykonywania skoków nad poprzeczką zawieszoną bardzo wysoko. Pracuję nad tym z trenerem każdego dnia, i to niezwykle ciężko. Mentalnie, psychicznie i fizycznie jestem już gotowa. Brakuje tylko techniki. Wierzę, że będę biła rekordy świata. Gdziekolwiek pani się nie pojawi, wszyscy oczekują od pani wyników na najwyższym światowym poziomie. Nie jest to stresujące? - Wręcz przeciwnie! To bardzo mi pochlebia i jestem dumna z tego. Zacznę się martwić, jeśli już nikt niczego nie będzie ode mnie oczekiwał. To znaczy, że we mnie wierzą i ufają, że jestem w stanie skoczyć naprawdę wysoko. To dobry znak. Czuję wsparcie publiczności w każdych niemal zawodach. To miłe. Z optymizmem więc podchodzi pani do rywalizacji w Londynie w igrzyskach olimpijskich? - Nie myślę o tym jeszcze. Mam pośrednie cele przed sobą, a najbliższy to halowe mistrzostwa świata w Stambule. Później zobaczymy co będzie.