Joanna Mazur to niewidoma polska paralekkoatletka. Wzrok zaczęła tracić w wieku siedmiu lat. Wszystko przez dystrofię plamki żółtej. To rzadka wada wzroku i nie ma na nią lekarstwa. Mazur, choć było trudno, nie poddawała się. Była powodem drwin i niezrozumienia z tego powodu zmieniła szkołę. Trafiła do placówki dla niedowidzących i niewidomych w Krakowie. To właśnie tam przez wiele lat mieszkała w internacie. To już koniec. Polska mistrzyni ogłasza: "Wydarzyło się coś bardzo złego" Straciła wzrok jako dziecko. Wielkie sukcesy na bieżni - To wspaniałe miejsce. Spotkałam tam wielu empatycznych ludzi, odbudowałam wiarę we własne możliwości, zyskałam pewność siebie - wspominała w rozmowie z Interia Sport. Złapała też bakcyla do sportu, a konkretnie biegania, choć początki nie były łatwe. W pewnym momencie okazało się też, że uprawianie sportu w przypadku jej wady wzroku bez przewodnika nie będzie możliwe. To był kolejny problem, bo trzeba było znaleźć osobą, która bardzo się zaangażuje, a poniekąd poświęci. W listopadzie 2015 roku trafiła na Michała Stawickiego, byłego lekkoatletę i triathlonistę. Rok później Mazur już była mistrzynią Europy na 200 metrów i brązową medalistką na 100 metrów. W 2017 roku została mistrzynią świata na 1500 metrów, wicemistrzynią na 800 m i brązową medalistką na 400 m, a w kolejnym roku triumfowała na dystansie 1500 m i 400 m w mistrzostwach Europy, dokładając srebro na 200 m i brąz na 100 m. Występ Joanny Mazur w "Tańcu z Gwiazdami" poruszył widzów do łez. Medal igrzysk paraolimpijskich uciekł Po tym sukcesie trafiła do "Tańca z Gwiazdami". Przed jednym z występów lekkoatletki wyemitowano krótki materiał, w którym sportsmenka opowiedziała o dzieciństwie, kiedy to zaczęła tracić wzrok i o swojej przeprowadzce do Krakowa, w którym mieszkała bardzo skromnych warunkach. W pokoju bez toalety i prysznica z łazienką na korytarzu. - Był to czas, w którym skupiona byłam na zdobywaniu wykształcenia, pracy i co najważniejsze dla mnie na treningach lekkoatletycznych - przyznała. Ten widok poruszył jej tanecznego partnera Jana Klimenta, a później również jurorów i widzów. Jej historia wzruszyła miliony. Pojawiło się mnóstwo głosów wsparcia. Ruszyła też internetowa zbiórka. Niespodziewanie też pojawił się ktoś, kto ofiarował jej mieszkanie. To był przedsiębiorca Zbigniew Jakubas. W 2021 roku, w czasie igrzysk paraolimpijskich, chciała spełnić marzenia. Celem był medal. Najlepiej złoty. Przez błąd skończyło się jednak na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu. Nie poddaje się. Chce spełnić marzenia Dziś Mazur wciąż się nie poddaje. W niedawnych paralekkoatletycznych mistrzostwach świata była czwarta na 1500 m i siódma na 400 m. - Na 400 metrów wystąpiliśmy bardziej strategicznie. Pod kątem tego, by uzyskać stypendium. Z występu na 1500 metrów nie jesteśmy zadowoleni, ale udało się uzyskać kwalifikację na igrzyska paraolimpijskie dla kraju - powiedziała Mazur. Prosto z Paryża przyjechała na do Chorzowa, gdzie wystąpiła w Diamentowej Lidze - Memoriale Kamili Skolimowskiej. Tym razem na dystansie 200 m. - Kiedy tylko pojawia się zaproszenie, zawsze chętnie tu przyjeżdżamy. 200 metrów nie jest to już nasza specjalizacja, jednak jesteśmy tu dla kibiców oraz partnerów, którzy nas wspierają, a także dla wszystkich, którzy mają problem z motywacją. To bieg, w którym zobaczyć można różne niepełnosprawności, ale każdy/każda z nas tak samo chce jak najszybciej przekroczyć linię mety bez względu na posiadaną dysfunkcję. I to właśnie jest piękno sportu, które mnie ujęło. Sport jest jeden dla wszystkich, a my chcemy pokazywać się jak najszerszej publiczności. Chcemy zaznaczyć swoją obecność - powiedziała Mazur. Nasza znakomita paralekkoatletka, wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy, zapowiedziała w ciągu kilku najbliższych miesięcy wielkie zmiany. - Mówię to dlatego, żeby zostać potem z tego rozliczoną, choć wcześniej tego unikałam. Czas zatem na poważny krok. Muszę popracować bardzo nad kwestią mentalną. Myślałam, że poradzę sobie sama i dam radę, ale jednak uznałam, że w tym elemencie kuleję. Na to trzeba postawić akcent. O kwestie treningowe się nie martwię, bo o to dba Michał. I muszę przyznać, ze fizycznie jesteśmy naprawdę bardzo dobrze przygotowani. Niestety nie jestem w stanie zaprezentować tego na bieżni - analizowała. Zapytana o to, czy paraolimpijskim sportowcom jest nieco łatwiej niż kiedyś, odparła: - Wszystko zależy od tego, czy ktoś ma sukcesy w igrzyskach paraolimpijskich, czy nie. Niestety w mistrzostwach świata, co jest przykre, zawodnicy poza tym, że koncentrują się na starcie, to dodatkowo sprawdzają, czy mają w swojej konkurencji komplet zawodników, czyli co najmniej 12 startujących z ośmiu państw. To mocno rozprasza. Jeżeli tego nie ma, to nie ma też szansy na stypendium, które dla nas sportowców jest bardzo ważne. To zwyczajnie wynagrodzenie za naszą codzienną pracę i możliwość podjęcia kolejnych przygotowań. Nie wiem, czy to także należy jeszcze komuś tłumaczyć. Stąd właśnie także nasz start na 400 metrów, bo tam był komplet zawodniczek. To nie była nasza specjalizacja, bo to nasz dystans treningowy. Wystąpiliśmy jednak na jedno okrążenie, by mieć jakiekolwiek finansowanie na kolejny rok. Kilka lat doświadczeń pokazał nam, jak trudno jest wpłynąć na zmianę zapisu ustawy o sporcie, by nie eliminowała części sportowców z niepełnosprawnościami. Tu także pojawiają się furtki, jednak to nadal nie jest pełne finansowanie. Stypendium nie dałby nam nawet medal na 1500 metrów. Do niego zabrakło, ale też nie mogliśmy się skupić na jednym dystansie. Rano mieliśmy eliminacje 1500 metrów, a popołudniem eliminacje 400 metrów. Kolejnego dnia rano był już finał 1500 metrów i tego samego dnia półfinał 400 metrów. Nagromadzenie startów było duże, ale w lekkiej atletyce takie sytuacje to już norma, jedyne co można powiedzieć to to, że łatwo nie odpuściliśmy. Polski mistrz olimpijski dostał dyspensę. Jest zgoda. "Myślałem, że nic z tego"