- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć... Z jednej strony, to był dobry bieg i jest rekord życiowy. Z drugiej strony tak niewiele zabrakło, aby zdobyć medal i przełamać to wszystko. Nic, taki jest sport. Mam nadzieję, że w sezonie letnim pokażę, na co mnie stać i na najbliższej imprezie międzynarodowej to ja będę z przodu, a ktoś przegra ze mną o tysięczne sekundy - mówił wyraźnie skwaszony Kopeć. Dominik Kopeć: Liczyłem na medal, choć nic nie mówiłem Niespodziewanym mistrzem Europy został Włoch Ceccarelli (6.48), który pokonał faworyzowanego rodaka - mistrza olimpijskiego z Tokio - Marcella Jacobsa (6.50). - Włoch zaskoczył mnie już w półfinale. Pobiegł tam rewelacyjnie, 6.47 to kosmiczny czas - mówił Kopeć. Wynik Polaka to drugi rezultat w polskich tabelach historycznych. Szybciej pobiegł tylko w 1987 roku Marian Woronin - 6,51. Występem w finale reprezentant Polski potwierdził wszystko to, co mówił od rana - że jest przygotowany na bieganie właśnie w okolicach osławionego rekordu kraju. - Wiem, na co mnie stać. Mogę nawet biegać delikatnie poniżej 6,50. Chyba udowodniłem, że mam to coś w nogach. Biegałem w tym sezonie regularnie i kończę halowe starty z rekordem życiowym - podkreślił, ale dominujące było cały czas uczucie ogromnego niedosytu. - Już nawet nie powiem tego, co bym chciał, bo nie będę używał takich słów. Liczyłem po cichu na medal, choć nic nie mówiłem. Przyczaiłem się w półfinale. Wiedziałem, że mogę mieć brąz - zakończył Kopeć. Dobra postawa w sezonie halowym jest optymistycznym prognostykiem przed startami letnimi zawodnika Agrosu Zamość. - Wydaje mi się, że będę biegał na 100 metrów regularnie poniżej 10.20, a w tej szczytowej formie uda mi się złamać granicę 10.10. Taki mam cel na sezon letni - przedstawił plan Kopeć. Artur Gac ze Stambułu