Jedyny polski arbiter z pełnymi uprawnieniami Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych ocenił, że wpadki gwiazd sprintu, m.in. Amerykanina Tysona Gaya czy reprezentantów Jamajki Asafy Powella i Sherone Simpson, to efekt m.in. wielkiego zaangażowania IAAF w walkę z dopingiem. Choć podejrzani mają nadzieję na odzyskanie dobrego imienia po badaniach próbek B, to Rozum zauważył, że bardzo rzadko kontrekspertyza nie potwierdza stosowania dopingu. "To mogą być tylko względy formalne, jakieś niedopatrzenia ze strony badających. Zawodnikowi nie można pomagać w czymkolwiek, nawet przy zamykaniu probówki, a on musi oświadczyć, że nie wnosi zastrzeżeń do procedury" - powiedział Rozum, który z ramienia IAAF nadzorował wiele kontroli antydopingowych. Jak podkreślił, najbardziej przerażający jest obszar działania zorganizowanych grup związanych z tym procederem, które współpracują z bardzo dobrymi fachowcami. Rozbicie ich, surowe karanie lekarzy, menedżerów, trenerów, a nawet federacji, to droga prowadząca do wyplenienia dopingu. Obecnie karę dyskwalifikacji odbywa ponad 250 lekkoatletów z 52 krajów. "Proszę zwrócić uwagę, że nie są to już pojedyncze przypadki. To jest przemysł na wielką skalę. Wcześniej dopingowe skandale ujawniono m.in. w Grecji, Hiszpanii, Rosji, Włoszech, a poza Europą w USA i Kenii. Teraz doszły inne kraje, m.in. Jamajka, Turcja. Zaczyna się wielkie oczyszczanie, chociaż wciąż sytuacja jest trudna, np. kontrolerzy WADA (Światowa Agencja Antydopingowa), z uwagi na procedury wizowe, mają trudności z wjazdem do Rosji, a w Kenii dopiero w tym roku pracę rozpoczęło laboratorium antydopingowe" - wspomniał polski arbiter. Rosjanie są pod szczególną lupą, bo to druga, po USA, lekkoatletyczna siła. Ponadto w sierpniu organizują mistrzostwa świata. Zapewne nie chcą, by zakończyły się skandalem. Jak przypominają media, fakt wycofania tuż przed igrzyskami w Pekinie siedmiorga reprezentantów tego kraju, do dziś "odbija się czkawką". Nagły skok wykrytych przypadków dopingu (do początku maja 38 dyskwalifikacji plus kilka spraw w trakcie rozpatrywania) da się wytłumaczyć na kilka sposobów. Trzy lata temu zaczęła działać RUSADA - rosyjska agencja antydopingowa. Laboratorium w Moskwie otrzymało sprzęt najnowszej generacji. Szef tamtejszej federacji Walentin Bałasznikow powiedział mediom: "Nie dziwcie się, jeśli usłyszycie wkrótce nowe nazwiska. To prosta arytmetyka: więcej badasz, więcej łapiesz. Robimy więcej testów niż jakikolwiek inny kraj. W 2012 roku przeprowadziliśmy 3500 kontroli, w tym sezonie mamy w planie 4000, w mityngach i poza zawodami". Amerykańska agencja antydopingowa (USADA) wykonała w minionym roku ponad 1500 testów, sprawdzając 488 lekkoatletów. Obecnie na liście światowej jest 12 zdyskwalifikowanych zawodników z USA, m.in. mistrz olimpijski z Aten na 200 m Shawn Crawford, który unikał kontroli. Okazuje się, że na "koksie" opiera się system szkolenia w wielu krajach. Niechlubnym rekordzistą stała się Turcja. Jak ujawniono, w kręgu podejrzanych o stosowanie zabronionych środków jest obecnie 30 lekkoatletów. Wcześniej mówiono tylko o mistrzyni olimpijskiej na 1500 m Asli Cakir Alptekin i utytułowanej płotkarce Nevin Yanit. Alptekin odbywała już karę dwuletniej dyskwalifikacji, a jej wyniki uzyskane po 15 lipca 2004 roku zostały anulowane. W poprzednim sezonie, oprócz zwycięstwa w Londynie, zdobyła w Stambule brązowy medal halowych mistrzostw globu. Jako 19-latka wpadła tylko dlatego, że podczas MŚ juniorów we włoskim Grosseto, po eliminacjach, została do kontroli wylosowana. Teraz grozi jej dożywocie. Z kolei Yanit to m.in. dwukrotna mistrzyni Europy na 100 m przez płotki (Barcelona 2010, Helsinki 2012). W marcu wygrała bieg na 60 m ppł w halowych ME w Goeteborgu. Władze IAAF wiele obiecują sobie po uruchomieniu atestowanego laboratorium w Kenii. Dotychczas jedyne na tym kontynencie było w RPA. Mocny sygnał dała w 2011 roku telewizja ARD. Niemiecki dziennikarz Hajo Seppelt rozmawiał z byłym mistrzem Afryki juniorów Mathew Kisorio, który mówił o biznesie dopingowym rozwijanym wokół obozów treningowych, o banalnie łatwym dostępie do zabronionych środków. Potwierdził to Moses Kiptanui, który jako pierwszy biegacz pokonał 3000 m z przeszkodami poniżej 8 minut. "Jest wielu bazujących na dopingu, zwłaszcza młodych, którzy chcą się szybciej wyrwać z biedy" - przyznał w wywiadzie dla BBC. Rozum ocenił, że ciemne chmury zbierają się nie tylko nad Kenią, ale i Etiopią. "Niewyobrażalnego postępu, przede wszystkim w maratonie, nie da się wytłumaczyć ani warunkami naturalnymi, ani nowoczesnymi metodami szkolenia. Problemem są badania antydopingowe. Dotychczas nigdy nie pobierano od tych zawodników krwi na afrykańskim kontynencie, z uwagi na trudności jej dostarczenia w regulaminowym czasie do atestowanego laboratorium" - wytłumaczył. W styczniu zespół antydopingowy IAAF dotarł do doliny Rift i pobrał próbki od 40 biegaczek i biegaczy, w tym od takich sław, jak rekordzista świata na 800 m David Rudisha czy mistrzyni świata na 5000 m Vivian Cheruiyot. W ciągu wymaganych przepisami 36 godzin udało się je przewieźć do Genewy. W efekcie na listę skazanych za doping dopisano 13 kenijskich nazwisk. Najbardziej znani to Loyanae Erupe, ubiegłoroczny zwycięzca maratonu z Seulu (brał EPO), oraz Salome Jerono Biwott, która w Nairobi poprawiła rekord życiowy na dystansie 42 km 195 m aż o... 10 minut. Szef WADA John Fahey stwierdził, że Kenię też czeka wielkie oczyszczanie, m.in. dlatego, że IAAF rozważa utworzenie ośrodka tam, gdzie większość tamtejszych biegaczy, jeździ trenować. "Jesteśmy w fazie przygotowania projektu, sama budowa to sześć miesięcy, więc jak dobrze pójdzie, uporamy się do końca roku" - zapowiedział rzecznik IAAF Nick Davies. Za sukcesami łowców lekkoatletycznego dopingu stoją przede wszystkim paszporty biologiczne, które w formie elektronicznej przechowują dane o parametrach krwi (tzw. markery) sportowców w trakcie ich całej kariery. "Jeśli jakiś wskaźnik wyraźnie się zmienia, to sygnał, że mogło dojść do wykroczenia dopingowego" - podkreślił Rozum.