Ostatnie dni lekkoatleta spędził w Spale. To było już ostatnie zgrupowanie przed rozpoczęciem rywalizacji na stadionie. Wcześniej był obóz w RPA i Hiszpanii. Pierwszy start podopieczny Marka Rożeja ma zaplanowany na 20 maja w niemieckim Rellingen. - Na razie na spokojnie idą przygotowania, nigdzie mi się nie spieszy. Sezon jest bardzo długi, więc nie ma co go zaczynać zbyt wcześnie i szaleć - powiedział Krzewina. W trakcie jednego z obozów pojawił się problem z kolanem. Jak zapewnił zawodnik WKS Śląsk Wrocław nie było to nic poważnego i zabrało mu jedynie 2-3 treningi. - Zrobiłem rezonans i okazało się, że to zwykłe przeciążenie. To chyba moje pierwsze takie badanie, po którym nie wylądowałem na stole operacyjnym. Poza tym wszystko było w porządku - podkreślił. Wiele emocji i sił kosztowało go zamieszanie po powrocie z Birmingham, gdzie wraz z kolegami ze sztafety: Rafałem Omelko, Łukaszem Krawczukiem i Karolem Zalewskim poprawili rekord świata. - Często nie wiedziałem, co się dzieje. Zresztą nadal tak jest. Jak się pojawiam w rodzinnej miejscowości, czy Poznaniu, to ciągle ludzie mi przypominają, co się stało w marcu. Okazało się, że mnóstwo ludzi to oglądało. Cały czas jestem zaczepiany, mimo że minęło już parę miesięcy. Na początku było ciężko, bo spotkań było mnóstwo. Jak poleciałem po czterech dniach na zgrupowanie do RPA, to trener dał mi dwa dni wolnego. Nic innego nie robiłem tylko spałem. Dwa dni i dwie noce odpoczywałem. Całe zmęczenie ze mnie wtedy wyszło. Ale potem motywacja była super. Bardzo fajnie mi się trenowało - powiedział. Sztafeta 4x400 m to już dawno nie są "lisowczycy". Każdy z zawodników trenuje u innego szkoleniowca, w innych miejscach, na bieżni są na co dzień rywalami, a łączą siły wyłącznie w reprezentacji. - Przyzwyczailiśmy się do tego, że spotykamy się wyłącznie na zawodach, rywalizujemy w Polsce, a jak biegamy razem w sztafecie to potrafimy się zmobilizować i czujemy się jako drużyna, ale na co dzień jesteśmy rywalami - powiedział Krzewina. On sam właśnie do Rożeja przeszedł od Józefa Lisowskiego. Zmienił nie tylko trening, ale i filozofię startu. - Mam teraz zamiar dużo startować. Gdy byłem u poprzedniego trenera bardzo mało miałem mityngów. Teraz postaram się to nadrobić i do formy dojść właśnie startami. Im więcej, tym będzie lepiej. Nie tylko 400 m, ale pewnie zdarzy się też rywalizacja na 200 m - zapowiedział. W tej chwili Krzewina skupia się wyłącznie na rywalizacji indywidualnej. Nie myśli o sztafecie, która jest silną bronią Polaków. - Dopiero jak wszyscy coś wartościowego nabiegamy, będziemy mogli skupić się na sztafecie. Na dzień dzisiejszy stawiam sobie za cel walkę o indywidualny medal mistrzostw Europy i rekord życiowy. W 2014 roku w Zurychu byłem czwarty, więc mam nadzieję, że teraz będzie lepiej - powiedział. To, co jest ważne, to fakt, że sześciokrotny medalista międzynarodowych imprez w sztafecie, czuje się też znacznie silniejszy mentalnie. - To przyszło zwłaszcza po występach w hali. Zmiana trenera była bardzo dobrą decyzją i widzę, że to działa. Jestem mega pozytywnie nastawiony do tego sezonu. Teraz odżyłem na bieżni, a motywację do treningów mam jeszcze większą - zaznaczył. Coraz częściej lekkoatleci narzekają na niebezpieczeństwo, jakie czyha na nich w trakcie zgrupowań w RPA. Krzewina w tym roku był tam dwukrotnie - w styczniu i w marcu. - W RPA nie dzieje się zbyt dobrze. My, sportowcy jeszcze tego nie doświadczyliśmy, ale osobiście czuję, że tam robi się niebezpiecznie. Wiem to jednak tylko z opowieści innych osób, najczęściej miejscowych białoskórych. Mieszkamy tam w małej, studenckiej miejscowości. Wychodzimy sobie tam na spokojnie i nie odczuwamy żadnego bezpośredniego niebezpieczeństwa - zapewnił. Krzewina znany jest jeszcze z innego hobby. Aktywnie działa w piłkarskich grupach kibicowskich - Lecha Poznań i Cracovii. Nic dziwnego zatem, że jak nadarzyła się okazja na zgrupowaniu w Maladze, od razu wyszedł z inicjatywą, by wybrać się na mecz Realu Madryt z miejscową drużyną. - Akurat wolę Barcelonę, ale jak była taka okazja, to postanowiliśmy skorzystać. Przeżycie fajne, ale jestem przyzwyczajony do polskich trybun. Ciągle na nie zerkałem, jak to wygląda, a drugim okiem śledziłem wydarzenia na boisku. Wolę polski styl kibicowania. O poziomie piłkarskim nie będę mówić, bo wiadomo, że w Hiszpanii piłeczka chodzi tak, że szkoda gadać, Ogląda się to fajnie, ale trybuny, doping i wszystko, to zdecydowanie wolę u nas - ocenił.