Kiełbasińska (czas 51.67) w swoim półfinale musiała uznać wyższość jedynie Lieke Klaver, która z rezultatem 51.43 pierwsza wbiegła na metę. - Dziś w zasadzie nic mnie nie zaskoczyło. Może tylko to, że Lieke wyszła przede mną i trochę zwolniła, przez co musiałam trochę się dopasowywać, żeby nie dostać z kolca - uśmiechnęła się nasza multimedalistka. Ważne świadectwo Anny Kiełbasińskiej. "Kręciło mi się w głowie i aż miałam mroczki" Wicemistrzyni olimpijska w sztafecie 4x400 m przyznała, że czuje formę na złamanie bariery 51 sekund. - Myślę, że jest ku temu dyspozycja, skoro dwa biegi zrobiłam w takim czasie. Oczywiście jestem zmęczona i mam jakąś zadyszkę, ale nie ma jednocześnie dramatu - a gdy to mówiła, rekordzistka świata Femke Bol wbiegała na metę z rezultatem 52.19. - Oooo, Femke bez formy - roześmiała się. Ciekawie zrobiło się po pytaniu o turniejowe bieganie, które ma zupełnie inną specyfikę. I Kiełbasińska bardzo szczerze odniosła się do tej kwestii, a ten niezwykle ważny wątek zdominował niemal całą rozmowę. - Nie ukrywam, że mam w związku z nim duży stres. Dzisiaj przed wyjściem z pokoju mówiłam do Mariki Popowicz-Drapały: "ja już nie chcę tego biegania, po co ja to robię? Ja chcę iść na kawkę do kawiarni, a nie się tak męczyć". Jednak to zawsze tak jest w takim bieganiu, gdy wiesz, że teraz albo nigdy, wtedy za każdym razem towarzyszy taki stres, którego ma się już dosyć. Wtedy nic ci się nie podoba, chcesz wyjechać do domu... A później biegniesz sobie taki półfinał, okazuje się że to jest proste i tym razem myślisz sobie: "po co się tak stresowałam?" - mocno otworzyła się rutynowana, 32-letnia zawodniczka. - Na pewno coraz lepiej radzę sobie ze stresem, nie jest już paraliżujący. Umiem stosować różne techniki, które mam od psycholog, typu ćwiczenia oddechowe i skan ciała, żeby nie dać się mu zapanować. Muszę mieć kontrolę nad własnym ciałem. Uważam, że to nigdy nie będzie malało, bo mi zależy na tym, co robię. Ciężko pracuję i trenuję już tyle lat, że chcę, aby to wszystko było tego warte - uzupełniła nasza reprezentantka. Kiełbasińska dodała również, iż są takie momenty, gdy nawet dobrze poznanymi metodami na rozładowywanie stresu, nie jest sobie w stanie w pełni pomóc. - Bywa tak, że przez cały dzień nic nie idzie. Tak bardzo stresująco było dla mnie w Eugene. Pamiętam, że w call roomie nawet nie potrafiłam skupić się na tym, aby wykonać najprostszą technikę pozbawiającą mnie stresu. Ledwo co szłam, ze stresu w ogóle nie miałam energii. Kręciło mi się w głowie i aż miałam mroczki - opowiedziała nasza gwiazda. Sobotni finał z udziałem Kiełbasińskiej o godzinie 18:30. Artur Gac ze Stambułu