W trzecim dniu zawodów lekkoatletycznych najwięcej miejsca komentatorzy poświęcili nietypowej sytuacji zaistniałej w finałowym biegu na 100 m kobiet. Po pierwszej próbie startu sędziowie natychmiast pokazali czerwoną kartkę Turner, której czas reakcji wyniósł 0,070 sekundy (limit 0,100). Wyjaśnienia zawodniczki, że zareagowała na jakiś dźwięk przed strzałem, a ponadto do jej ust wpadł owad, spowodowały dopuszczenie brytyjskiej sprinterki do biegu z uwagą "under protest". Pearson, mająca czas reakcji 0,071, z przerażeniem złapała się za głowę, bojąc się, że i ona będzie zdyskwalifikowana. Jednak sędziowie uznali za nieprawidłowy start tylko Brytyjki. W powtórzonym finale zwyciężyła Australijka (11,28), zaś Turner, która była ósma, została ostatecznie skreślona z listy wyników. Jak poinformował PAP sędzia międzynarodowy IAAF Janusz Rozum, bezpośrednio po biegu Brytyjczycy złożyli dwa protesty: jeden przeciwko dyskwalifikacji Turner, a drugi żądający ukarania Pearson. Tymczasem szczęśliwa Pearson, po rundzie honorowej, została poproszona do dekoracji, nie wiedząc, że w jej sprawie toczą się obrady Komisji Odwoławczej. Po czterech godzinach podjęto decyzję o dyskwalifikacji również Pearson. "Uznano, że falstarty obu zawodniczek startujących nie na sąsiednich torach, były niezależne od siebie" - wyjaśnił Rozum. Złoty medal przypadł Nigeryjce Oludamoli Osayomi (11,32), a Pearson, bardzo roztrzęsiona podczas udzielania wywiadów, będzie zdecydowaną faworytką w swej koronnej konkurencji, 100 m przez płotki. Uznanie publiczności wzbudził Mark Lewis-Francis. Podczas startu do finałowego biegu na 100 m Brytyjczykowi odsunął się blok. Jego wspaniała pogoń za rywalami została uwieńczona sukcesem - srebrnym medalem, drugim w tym roku, po barcelońskim z mistrzostw Europy.