Kiełbasińska musiała uznać wyższość tylko dwóch rywalek, reprezentantek Holandii Femke Bol oraz Lieke Klaver. A w zasadzie przegrała tylko z Klaver, bo rekordzistka świata Bol jest obecnie w kosmicznej formie, poza zasięgiem przeciwniczek. Anna Kiełbasińska: Jestem z siebie dumna, kolejny "ptaszek" w sportowym CV odhaczony - W finale byłam zdecydowanie bardziej agresywna i bojowa, nie stresowałam się już tak mocno. Bardziej koncentrowałam się na zadaniu, wiedziałam że z tego toru (trzeciego - przyp. AG) muszę bardzo szybko otworzyć, żeby zaraz złapać się za Holenderkami. Inaczej nie miałabym szans. Wiedziałam, że Susanne (Gogl-Walli - przyp. AG) też otwiera szybko i tak, jak trener powiedział, pobudziła mnie do tego, żeby szybko zacząć. Miał rację. Miałam świadomość, że tutaj nie będzie na tyle miejsca, jak na stadionie, by ewentualnie nadrobić z końcówki. Musiałam "walić" teraz, albo w ogóle - obrazowo, językiem biegaczki, opowiadała podopieczna Jarosława Skrzyszowskiego. - No pewnie, że jest żal - zareagowała Kiełbasińska na pytanie o brak czasu w finale poniżej 51 sekund. - I tak jestem z siebie dumna, kolejny "ptaszek" w moim sportowym CV jest odhaczony. Myślę sobie, że warto było podejmować te wszystkie decyzje, być tak bardzo upartą w dążeniu do celu, wierzyć w siebie i ufać sobie, że ma się to coś - emocjonalnie mówiła zawodniczka SKLA Sopot. Gdy padło pytanie o świętowanie, wicemistrzyni olimpijska w sztafecie 4x400 m z Tokio skontrowała jednego z dziennikarzy w strefie mieszanej. Wszak przed nią jeszcze start właśnie w sztafecie, która pod nieobecność trzech gwiazd w niedzielę (godz. 17:25) zaprezentuje się w eksperymentalnym składzie. - No gdzie? Dajcie spokój, przecież przed nami jeszcze zadanie. Jaki sportowiec by coś takiego robił? Prawdopodobnie do startu sztafety będę głównie spała, bo to najlepsza forma regeneracji - odparła liderka jutrzejszych zmagań. Jednak po mistrzostwach Kiełbasińska zafunduje sobie coś dla ciała i ducha. W planie ma dwa kierunki: Kopenhagę lub Tel Awiw. - Izrael jest bardziej zielony, ale klamka jeszcze nie zapadła - puściła oko, po czym znów wrócił temat wyrzeczeń. Kiełbasińska przed sztafetą: Wierzę, że zadziała magia i świeżość nas poniesie - Wiadomo, że dla sportu na takim poziomie poświęca się życie prywatne, czego ja jestem chyba całkiem niezłym przykładem. Natomiast sport może być w moim życiu jeszcze przez chwilę, a później, mam nadzieję, przyjdzie czas na układanie właśnie spraw osobistych - snuła plany 32-letnia sportsmenka. Na razie koncentruje się na udanym starcie w sztafecie, choć sama nie ma pewności, na co będzie stać drużynę złożoną z nowych nazwisk. - Ciężko jest obiecać medal, jeśli Holenderki są poza zasięgiem. Mocne są też Włoszki, jedna z zawodniczek trenuje z nami, z grupą holenderską. A do tego także Czeszki pokazały, że są mocne. Zatem będzie z kim walczyć i pytanie jak my się zaprezentujemy. Wierzę jednak, że zadziała magia i ta świeżość, bez oczekiwań, nas poniesie - liczy Kiełbasińska, dodając że złapała dobry kontakt z koleżankami. - Dziewczyny są superfajne, zabawne, a w grupie jest bardzo optymistycznie i pozytywnie. Artur Gac ze Stambułu