W zeszłym tygodniu dwie kenijskie lekkoatletki Joy Sakari i Francisca Koki Manunga wyznały w wywiadzie dla AP, że Mwangi zaproponował im zredukowanie czteroletniego zawieszenia nałożonego na nie za stosowanie dopingu, jeśli zapłacą mu 24 tys. dolarów. Prezes związku zaprzecza tym doniesieniom. "Zrobię wszystko, by oczyścić moje imię" - napisał w otwartym liście. Jednocześnie dodał, że akceptuje decyzję Komisję Etyki IAAF. To czwarty działacz z Kenii zawieszony przez IAAF od listopada. Wszyscy podejrzani są o działania korupcyjne związane z dopingiem. Już wcześniej szef IAAF Sebastian Coe zapowiedział, że nie zawaha się wykluczyć sportowców z Kenii z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, jeśli okaże się, że w kraju nie są przestrzegane przepisy antydopingowe. Kenia zajęła pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Pekinie, ale w ciągu ostatnich trzech lat za doping zdyskwalifikowano ponad 40 reprezentantów tego kraju. Teraz władze tamtejszej agencji antydopingowej muszą udowodnić międzynarodowemu organowi (WADA), że radzą sobie z tą sytuacją i podejmują odpowiednie kroki. Jeśli WADA dopatrzy się uchybień, Kenię może spotkać taki sam los, jak Rosję. Po skandalu dopingowym i korupcyjnym w Rosji lekkoatletów z tego kraju wykluczono ze wszystkich zawodów pod egidą IAAF, w tym z igrzysk olimpijskich. Nie jest to jednak jeszcze przesądzone - jeśli Rosjanie wprowadzą odpowiednie reformy, zostaną im przywrócone wszystkie prawa członka IAAF.