Rzut młotem nie jest tą konkurencją, która na mityngach Diamentowej Ligi stawiana jest w pierwszym szeregu. Odbywa się stosunkowo rzadko, zwykle tam, gdzie gospodarze mają swoich wiodących przedstawicieli w tej dyscyplinie. Stąd i rywalizacja w Norwegii, Francji, czasem gdzieś indziej. W Polsce wciąż młot jest ceniony: dopóki w ścisłej czołówce będą Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki, obaj zaś 35-latkowie karier zaś nie zamierzają kończyć. Tyle że dziś nie są już największymi gwiazdami, nie dzielą się złotem na zasadzie "raz jeden, raz drugi". Rok temu w Budapeszcie tron przejął 21-letni wtedy Kanadyjczyk Ethan Katzberg, a w tym pokazuje całemu światu, że to nie był przypadek. 84.38 m w kwietniu w Nairobi, 84.12 m w olimpijskiej rywalizacji w Paryżu to odległości poza zasięgiem reszty stawki. Dziś w Chorzowie obaj Polacy stanęli przed wizją, że mogą stracić swoje rekordy, które wciąż obowiązywały w światowych tabelach. Nikt bowiem nigdy nie rzucił młota w Diamentowej Lidze dalej niż Nowicki rok temu w Oslo (81.92 m), nikt też nie rzucił dalej na polskiej ziemi niż Fajdek w sierpniu 2015 roku w Szczecinie (83.93 m). A teraz pojawił się Katzberg. Druga kolejka i osiemdziesiątka stała się faktem. Wszyscy patrzyli na mistrza olimpijskiego Kanadyjczyk jest wielkim fenomenem w świecie rzutów - w 2021 roku rzucał jeszcze niespełna 70 metrów, rok temu już ponad 81, teraz - ponad 84. Co innego Polacy - najlepszy czas w swoich karierach raczej mają już za sobą, choć wciąż są oczywiście w ścisłej czołówce. Wojciech Nowicki jakby szczyt formy miał za wcześnie, został mistrzem Europy z wynikiem blisko 81 metrów, ale później już trochę osłabł. Konkurs w Chorzowie miał pokazać, czy pod koniec sezonu jest w stanie jeszcze rzucać ponad 80 metrów. Czy odzyskał trochę świeżości. Zaczął od 74.80 m, czyli bardzo spokojnie. Paweł Fajdek kręcił się w kole szybciej, ale nie zmieścił się we wrotach, młot wylądował w siatce. Także o siatkę zahaczył Katzberg, ale siła była tak wielka, że... objął prowadzenie (76.76 m). Po młociarzach było w większości widać, że szczyt formy mają już za sobą. Byli trochę jakby... zniechęceni, choć może wpływ na to miał upał. Dopiero Katzberg, kończący drugą kolejkę, przekroczył 80 metrów, choć minimalnie (80.03 m). Reszta rzucała w przedziale: 74-77 m. Wyłamał się z tego dopiero Mychajło Kochan - trzy razy posłał młot na ponad 78 metrów, a w ostatniej serii - na 79.85 m. Niewiele bliżej niż Kanajdyjczyk, który jednak za chwilę uzyskał... 79.98 m, czyli drugi najlepszy rezultat w konkursie. Nowicki skoczył trzeci (76.05 m), Fajdek zaś piąty (74.53 m). "Leniwe" pchanie w rywalizacji kobiet. Aż Brooke Andersen "załatwiła" sprawę Rywalizacja kobiet odbyła się bez Polek, Anita Włodarczyk od kilku lat omija Memoriał Kamili Skolimowskiej. Było za to kilka innych gwiazd, choć zabrakło aktualnej mistrzyni świata i igrzysk - Camryn Rogers. Poziom długo był bardzo przeciętny, mimo że startowały trzy świetne Amerykanki, mistrzyni Europy Sara Fantini oraz reprezentująca Azerbedżan doświadczona Hanna Skydan. Z tego marazmu, rzutów w okolice 69-71 metrów, wyrwała się w końcu Brooke Andersen, liderka światowych tabel pod względem długości rzutu w tym roku. A zarazem i wielka nieobecna w olimpijskich zmaganiach. W trzeciej kolejce uzyskała 76.19 m - to dało jej decydowane zwycięstwo. I wygrała, z wielką przewagą nad Skydan (71.82 m).