Dla dziennikarzy z mojego hotelu, oficjalnego miejsca pobytowego podczas rozpoczętego dzisiaj halowego czempionatu w stolicy Serbii, naturalny był wyjazd podstawionym busem o godzinie 8:30. HMŚ w Belgradzie. O co chodziło w planie organizatorów? Z rozkładu jazdy jasno wynikało, że po 20 minutach znajdziemy się przy belgradzkiej arenie, więc był bufor czasowy, aby od 9:35 zacząć śledzić pierwszą konkurencję, czyli początek pięcioboju kobiet, z Adrianną Sułek na starcie. Jakże wielkie było zdziwienie przedstawicieli mediów, gdy na miejscu okazało się, że centrum akredytacyjne zostanie otwarte o godzinie... 10. Taka informacja widniała na drzwiach wejściowych. Z każdą kolejną minutą dziennikarzy przybywało, a kolejka rosła w oczach. Powszechne oburzenie i presja sprawiły, że wkrótce z pomieszczenia wyszedł mężczyzna, który ogłosił, że powodem są problemy techniczne. - Problemy z internetem macie od wczoraj - rzucił jeden z dziennikarzy. Na szczęście jednak, nie czekając na godz. 10, sukcesywnie rozpoczęto wpuszczanie dziennikarzy do środka, małymi grupkami. Liczba nowych osób, zapraszanych do środka, musiała być równa tej już obsłużonej. Ci, którzy mieli więcej szczęścia (czytaj: szybszy transport z hotelu i wcześniej ustawili się w kolejce), krótko przed czasem zdążyli zasiąść w hali. Inni, jak niżej podpisany, szukali przypisanego miejsca równo ze startem Sułek, liderki światowych tabel w pięcioboju. Niestety wielu dziennikarzy musiało uzbroić się w cierpliwość i zaakceptować, że początek zmagań najlepszych na świecie lekkoatletów spędzą w oczekiwaniu na przepustkę, umożliwiającą wejście do hali. Artur Gac z Belgradu