Tego, że o medal będzie ciężko, można się było spodziewać już wcześniej. Polacy cztery lata temu w Berlinie zdominowali konkurs, Haratyk pchnął na 21,82 m, Bukowiecki zaledwie o 6 cm bliżej. To dało im pierwsze i drugie miejsce. W tym sezonie tak daleko nie pchali, w Eugene w mistrzostwach świata nie weszli nawet do 12-osobowego finału. Tyle że w Oregonie sytuacja była zupełnie inna - tę konkurencję całkowicie zdominowali zawodnicy spoza Europy. W czołowej ósemce był tylko jeden Europejczyk, czyli dzisiejszy zwycięzca Filip Mihajlević. Miesiąc temu pchnął niemal tak samo daleko jak dziś, wtedy 21,82 m, dziś 21,88 m, a starczyło to zaledwie do szóstej lokaty. Polacy musieliby być więc w doskonałej formie, aby powalczyć z nim o złoto. Michał Haratyk: Myślałem, że Konrad będzie wyżej - Formy nie miałem, choć generalnie nie było najgorzej - mówił w TVP Sport Michał Haratyk, który nie obronił złotego medalu. - Cały sezon jest ciężki, miałem kilka kontuzji i wyszło jak wyszło. Pierwszy rzut był normalny, popełniłem delikatny błąd, ale czułem się dziś super. Tak już było po eliminacjach i myślałem, że będzie daleki pchanie. No ale nie było - ocenił. Polak miał w tym sezonie spore problemy zdrowotne, w marcu naderwał mięsień czworogłowy, w kwietniu - mięsień przywodziciela. Od połowy maja startował, ale tylko dwukrotnie, w czerwcu, nieznacznie przekroczył 21 metrów. Nie zdołał już swojej dyspozycji poprawić na tyle, by dziś walczyć o medal. - Te wyniki medalowe były dla mnie dzisiaj nieosiągalne. Gdy myślałem o tych zawodach, kto może zdobyć medal, ale nie licząc siebie i Konrada, to wskazałbym na tę trójkę, która medale zdobyła. Myślałem jednak, że Konrad będzie dziś wyżej - mówił Haratyk w TVP Sport. Konrad Bukowiecki wkurzony: znów nie dopuszczono jego kuli On pchnął na odległość 20,90 m, co wystarczyło do piątego miejsca, z kolei Bukowiecki był szósty - w najlepszym podejściu uzyskał 20,74 m. Wszystkie próby miał ważne, ale kula przeważnie leciała w prawą stronę. - Było słabo, takie jest życie i tyle. Dzisiaj starczyło to do szóstego miejsca - mówił rozczarowany zawodnik AZS UWM Olsztyn. On z kolei na początku czerwca w Chorzowie miał już obiecujące 21,66 m, a z tym wynikiem obroniłby srebro. Tyle że wtedy pchał swoją ulubioną kulą, której tym razem, podobnie jak i na Memoriale Kamili Skolimowskiej, sędziowie mu nie dopuścili do zawodów. - To długa historia i nie chce mi się jej tłumaczyć. Delegat techniczny uznał, że jest taka sama, jak oni dostarczają, a tak nie było. Ma zupełnie inną fakturę. Uznali, że powinienem pchać tą ich, a ona się nie nadawała. Brałem więc kulę Michała, która jest trochę większa, ale nie jestem do niej przyzwyczajony. Nie mogłem jej dobrze trafić. I tyle - stwierdził 25-letni lekkoatleta.