Patryk Dobek w czasie pandemii zaskoczył cały świat. Z rywalizacji na 400 metrów przez płotki przeniósł się na 800 metrów. I zrobił to w wielkim stylu. W 2021 roku zimą został halowym mistrzem Europy w tej konkurencji, a latem sięgnął po brązowy medal olimpijski w Tokio. Był jak meteor. Rozbłysnął, by za moment zgasnąć. Justyna Święty-Ersetic znowu imponuje. "Musiałam zaczynać wszystko od nowa" To miał być tylko rok Kolejny sezon był dla niego bardzo słaby. Przepadł w eliminacjach mistrzostw świata w Eugene, a w mistrzostwach Europy w Monachium odpadł w półfinale. Od 2023 roku na bieżni - czy to w hali, czy na stadionie - pojawił się ledwie kilka razy, choć w tym czasie nawiązał współpracę z Aleksandrem Matusińskim. Czy zobaczymy Dobka jeszcze w rywalizacji? Raczej się na to nie zanosi. Kariera Dobka i dojście na szczyt było naprawdę błyskawiczne, ale też błyskawicznie została ona przerwana. Powodem były kontuzje. - Kiedy przechodziłem na 800 metrów, to zakładałem, że spróbuję na rok tego dystansu, żeby zobaczyć, jak to wyjdzie, bo ta konkurencja chodziła za mną od początku kariery. Wyszedłem bowiem z treningu wytrzymałościowego. Większość obserwatorów widziała mnie zatem na średnich dystansach. Trenowałem wprawdzie 400 metrów, ale bardzo dobrze wychodził mi bieg na 600 metrów - mówił Dobek. Przez wiele lat trenował on zatem pod 400 metrów przez płotki, ale zdarzało się też, że biegał 400 m. Na koncie ma wiele medali juniorskich i młodzieżowych imprez właśnie w tych dwóch konkurencjach. W 2015 roku w Pekinie jedyny raz wystąpił w finale mistrzostw świata na 400 m ppł. Ostatnie sukcesy w tej konkurencji odnosił w 2019 roku. Przenosiny do trenera Zbigniewa Króla i medal olimpijski W kolejnym roku, w którym na świecie szalała pandemia, jeszcze z trenerem Walentynem Bondarenką, Dobek zrobił solidny trening wytrzymałościowy. Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA) odsunął jednak szkoleniowca od współpracy ze mną. - To mi trochę pomogło. Dostałem wówczas od bloku szkoleniowego propozycję, by trenować do sztafety 4x400 m. To było po mistrzostwach Polski we Włocławku. W PZLA chcieli stworzyć szeroki skład sztafety złożony z wyrównanych zawodników. Przez wiele lat byłem brany pod uwagę przy sztafetach, ale nie otrzymywałem zbyt wiele szans. Zazwyczaj byłem w rezerwie, choć byłem dobrze przygotowany. W sumie w ciągu tych kilku lat wystartowałem raptem cztery lub pięć razy w sztafecie, licząc też halę. To był dla mnie sygnał, że nie chcę tam iść. Wolałem spróbować czegoś innego - przyznał Dobek. Trener Bondarenko poradził mu, by znalazł sobie szkoleniowca od biegów średnich, bo stać go będzie na dobre wyniki na 800 m. Razem z żoną podjął decyzję, że to będzie jego ostatni sezon przygotowywania się do startów na 200 procent. - Postawiłem wszystko na jedną kartę. Albo się uda, albo się rozsypię. Zaangażowaliśmy się w to bardzo rodzinnie. Teraz jednak trzeba było wybrać trenera. Brałem pod uwagę Tomka Lewandowskiego. Tylko on miał bardzo dużą grupę i uznałem, że może mi nie poświęcić wystarczająco dużo czasu. Decyzja zatem padła na trenera Zbigniewa Króla. Zaproponowaliśmy mu pracę przy tym projekcie. Zgodził się na to. Od listopada w stu procentach poświęciliśmy się treningowi pod 800 metrów. To była moja koncepcja, którą pomagał mi realizować trener Król. Zwieńczeniem tego wszystkiego był medal olimpijski - opowiadał Dobek. To był dla niego wyjątkowy sezon. Nie tylko świetnie biegał na 800 m. Został też ojcem. Na cztery dni przed startem na igrzyskach na świat przyszła jego córka. Kontuzje zatrzymały Dobka, fatalna wiadomość z PZLA Nagle pojawiła się rozterka. Dobek osiągnął cel, bo zdobył medal olimpijski. Nie był pewien, co dalej chce robić i czy chce podążać dalej tą drogą. - Do tego zaraz po igrzyskach pojawiły się poważne kontuzje. To mnie zatrzymało. Nie byłem już tym samym zawodnikiem i spadła mocno moja dyspozycja. Po kilku startach w 2023 roku musiałem odpuścić lato. Wszystko przez ten uraz, z którym biegałem w 2022 roku. Zmieniłem szkoleniowca na trenera Aleksandra Matusińskiego, co mi bardzo pomogło. Mocno mnie wspierał i nie chciał, bym się poddawał. Przez moją kontuzję nie mogliśmy jednak zrealizować tego, co mieliśmy w planach. Razem z trenerem pojechałem w 2024 roku na zgrupowanie do RPA, częściowo sobie je finansując. Tam byłem w jeszcze lepszej formie niż przed igrzyskami w Tokio. Uzyskałem naprawdę bardzo dobry wynik na 600 metrów, który byłby pewnie jeszcze lepszy, gdyby nie organizacyjne zamieszanie - opowiadał. Po powrocie na zgrupowaniu w Wałczu zerwał mięsień brzuchaty łydki. Przerwał treningi, ale chciał jeszcze powalczyć o igrzyska. Zabrakło jednak wytrzymałości. Dobek, wiedząc, że nie będzie mu łatwo w sportowym świecie, zdecydował się zaangażować w projekt nowoczesnej technologi medycznej BEMER. Ma ona zrewolucjonizować przygotowania i regenerację sportowców. - To jest broń przez nas testowana, która działa - tak zarekomendował ten sprzęt Dobek. Ma żal do PZLA i doskonale rozumie Ewę Swobodę. "Nie ma już tego żaru we mnie" Wciąż pozostaje on jednak pod opieką trenera Matusińskiego, ale w sezonie halowym go nie zobaczymy. Jeśli projekt, w który się zaangażował, wypali, to możliwe, że do sportu na takim poziomie, w ogóle już nie wróci. - Jeśli tak obchodzi się ze mną, to nie wiem, czy w ogóle chcę się dalej angażować dla polskiej lekkoatletyki w sporcie wyczynowym. To jest jednak duży koszt. Swój cel już osiągnąłem. Jestem też zadowolony z tego, jak wszystko się potoczyło. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żebym teraz ubrał kolce i wszedł na wysokie obroty. Nawet nikt z PZLA nie zadzwonił do mnie i nie zapytał, jak się czuję albo jak mogą mi pomóc. Tu już nie chodzi o mnie, ale o innych zawodników. Może dobrze byłoby bardziej troszczyć się o nich w przyszłości - zagaił. Od razu nawiązał do wywiadu w TVP Sport Ewy Swobody po zwycięstwie w mityngu Orlen Cup w Łodzi. Nasza gwiazda sprintu wypaliła wówczas na wizji: - Ludzie nie są świadomi tego, że nie co roku robi się życiówki. Nie co roku będę biegać po 7,0. Mam prawie 28 lat, więc jestem stara i niedługo już kończę z przygodą ze sportem. Nie mam siły, brakuje mi motywacji. Jest mi ciężko i za duże boom było po igrzyskach. Ja nie jestem typem osoby, która powinna być sławna. Jestem małomiasteczkowa, lubię spokój. - Rozumiem doskonale Ewę i to, w czym ona tkwi. Współczuję jej, że tak jest. Też tak mam i rozumiem takich sportowców - powiedział. Dobek przyznał, że celował w start w Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles (2028). Dobek ciągle żołnierzem Wojska Polskiego w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym. Jak przyznał, nie zostawili go w trudnej sytuacji i wciąż są dla niego wsparciem.