Nie ma już w rywalizacji naszych wybitnych specjalistów od 800 metrów, czyli Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota, rosną za to ich następcy. Rok temu w mistrzostwach świata z bardzo dobrej strony pokazał się już Filip Ostrowski, awansował do półfinału. A jest jeszcze przecież Filip Rak, który w stolicy Włoch wybrał zmagania na dystansie niemal dwukrotnie dłuższym. I Ostrowski w Rzymie już zdążył zachwycić, może nie czasem w swoim biegu eliminacyjnym, ale walką do ostatnich wręcz centymetrów. Do samej kreski odpierał atak mistrza Europy U-23 Francuza Yanisa Meziane (1:43.94 dwukrotnie w zeszłym roku) i Brytyjczyka Calluma Doddsa (1:44.79 niespełna miesiąc temu). I dał radę, zajął trzecie miejsce, ostatnie zapewniające udział w półfinale. Dobry bieg Mateusza Borkowskiego. Uporał się z Norwegiem, nie dostrzegł ataku Włocha. I musiał czekać Tego szczęścia nie miał zaś Mateusz Borkowski, wielki pechowiec z sierpnia z Budapesztu. Wtedy w półfinale pobiegł kapitalnie, ustanowił wspaniały rekord życiowy (1:44,30), ale na finiszu minimalnie uległ Brytyjczykowi Benowi Pattisonowi. Polak był czwarty, jego rywal trzeci - do końca czekali na "gorących krzesłach", czy nie zrzucą ich rywale. W drugim półfinale nikt tego nie dokonał, w ostatnim - obu przebił Amerykanin Bryce Hoppel. Pattison awansował, zdobył później brąz, Polak został jedynie z satysfakcją z nowej życiówki. I chyba nie spodziewał się, że los znów się z nim tak okrutnie obejdzie. Borkowski rywalizował już w pierwszym z czterech biegów, do półfinału awans zyskiwali trzej pierwsi lekkoatleci. Czterej kolejni z najlepszymi czasami też dostawali taką szansę. Polak walczył, ale zza jego pleców na ostatniej prostej fantastycznie wyskoczył Włoch Francesco Piernici, co wywołało aplauz miejscowych kibiców. Polak uporał się z Norwegiem Tobiasem Grønstadem, ale i tak był czwarty. Z niezłym czasem - 1:46.12. Szalony ostatni bieg eliminacyjny na 800 metrów. Czegoś takiego nikt się chyba nie spodziewał Wydawało się, że powinien on dać awans do drugiego etapu i grona szesnastu najlepszych specjalistów od dwóch okrążeń w Europie. W drugim biegu czwarty Belg Elliot Crestan był wolniejszy (1:46.48), a kolejny z reprezentantów Polski, Michał Rozmys, się nie liczył. W trzecim, tym co awans wywalczył Ostrowski, czwarty Meziane uzyskał 1:46.39. Wydawało się, że nie ma możliwości, aby w tej sytuacji Borkowski wypadł z grona półfinalistów. Wystarczyło, by dwóch z dziewięciu jego uczestników pobiegło wolniej od Polaka. Stało się jednak zupełnie coś innego. Wszyscy biegacze wiedzieli, że jeśli pobiegną ekstremalnie szybko, to będą mieli zdecydowanie większą szansę awansu. Belg Pieter Sisk, a po nim Włoch Catalin Tecuceanu podyktowali szalone tempo, o dwie sekundy lepsze niż w poprzednich biegach. Efekt? Wszyscy pobiegli poniżej czasu Borkowskiego, ostatni Sisk uzyskał czas 1:45.87. I on, jako jedyny, nie awansował. W sobotnim półfinale pobiegnie więc z Polaków tylko Ostrowski.