Jeszcze w zeszłym roku w rywalizacji na 100 m przez płotki Europejki nie odgrywały większej roli, od czasu do czasu walkę z najlepszymi Amerykankami, Jamajkami, Nigeryjką Tobi Amusan czy Portorykanką Jasmine Camacho-Quinn nawiązywały co najwyżej Pia Skrzyszowska i Ditaji Kambundji. Ta druga w Budapeszcie awansowała nawet do najlepszej ósemki mistrzostw świata, w finale nie odegrała jednak większej roli. W tym sezonie jest już inaczej: Kambundji, Nadine Visser i Skrzyszowska mocno namieszały w ostatnim czasie, Polka i Holenderka ze swoimi rekordami na poziomie 12.37 i 12.36 s trafiły do ścisłej czołówki. Największe szanse w igrzyskach dawano jednak Cyrénie Sambie-Mayeli, która pod okiem irlandzkiego szkoleniowca Johna Coghlana zrobiła gigantyczny postęp. Na pewno największy w czołówce. Znakomity sezon płotkarki z Francji. Halowe wicemistrzostwo świata, mistrzostwo Europy. A później duży problem Wcześnie bowiem błyszczała, ale głównie w hali, gdzie przez płotki biega się dystans 60 metrów. Na stadionie jej rekord życiowy wynosił 12.68, przez cztery kolejne lata zaliczyła postęp na poziomie jednej dziesiątej sekundy - łącznie. W listopadzie zeszłego roku trafiła do grypy treningowej Coghlana, który prowadzi też m.in. mistrzynię olimpijską z Tokio Camacho-Quinn. Zrobiła ogromny skok, widać to było już w hali, w Glasgow zdobyła wicemistrzostwo świata. Tyle że na 60 m dobrze biegała już w poprzednich mistrzostwach świata w Belgradzie, teraz zaś świetne wyniki przełożył też na dłuższy dystans. Pod okiem Coghlana trenowała na Florydzie, tam już w pierwszym starcie w kwietniu poprawiła życiówkę. W maju wynosiła już ona 12.52 s (szybciej biegała ze zbyt mocnym wiatrem), a pokaz swojej mocy i umiejętności dała w Rzymie. 12.43 s w półfinale zrobiło wrażenie, 12.31 s w finale dało złoty medal i wyprowadziło niemal na szczyt światowych list. Francuzom dało nadzieję, że igrzyska w lekkiej atletyce, dyscyplinie ściągającej wzrok setek milionów ludzi, nie będą dla nich przegrane. W ostatnich mistrzostwach świata zdobyli tylko jeden medal, srebrny, w męskiej sztafecie. Choroba tuż przed mistrzostwami kraju. We Francji była największą nadzieją na olimpijski sukces Tyle że Samba-Mayela nie poszła za ciosem, zniknęła po mistrzostwach Europy z radarów. Nie wystartowała w mistrzostwach Francji w Angers, choć wróciła z Florydy do Francji. Już wtedy pojawiły się informacje, że powodem był Covid, choć ta choroba zwykle nie ma już tak wielkiego znaczenia dla formy sportowców. Zdarzają się wyjątki, 23-letnia płotkarka stała się dowodem. W środę głos zabrał trener lekkoatletki, Coghlan jasno przedstawił sytuację w rozmowie z AFP. - Zachorowała na tydzień przed mistrzostwami kraju, a chciała w nich wystartować, bo bała się o miejsce na igrzyska. I już tu uzyskała pozytywny wynik. Gdybyśmy wiedzieli, że to covid, zostałaby na miejscu - mówił Irlandczyk. I zaznaczył, że choroba mocno dała się we znaki. Samba-Mayela do 10 lipca trenowała sama, później wróciła do zespołu. Ostatnio wystąpiła w dwóch mityngach - w Lucernie i Schifflange, w tym drugim pokonała naszą Klaudię Wojtunik, dla której zabrakło miejsca w olimpijskiej obsadzie. Czasy - od 12.66 s do 12.85 s, wszystkie przy korzystnym wietrze, nie robią jednak wrażenia. Aby myśleć o medalu, 23-letnia paryżanka musiałaby prawdopodobnie znów biegać poniżej 12.40 s, jak w finale mistrzostw Europy. - Nie będziemy kłamać, Covid miał duży wpływ. Jestem jednak pewny, że jest w stanie wrócić na bardzo wysoki poziom - mówi Coghlan. Pytanie brzmi: kiedy to się stanie? Irlandczyk od razu bowiem zaznacza: - Bez względu na to, co stanie się na igrzyskach, ma przed sobą niesamowitą karierę. Ma talent fizyczny, techniczny i psychiczny, uwielbia swoją dyscyplinę. Może stać się jedną z najlepszych w historii. Rywalizacja płotkarek zacznie się 7 sierpnia, 23-letniej zawodniczce zostały więc jeszcze dwa tygodnie. To też czas na utrzymanie kapitalnej formy przez Pię Skrzyszowską, która jest naszą kandydatką do występu w finale. A gdy już ta się znajdzie, to do poprawienia rekordu Polski (12.36 s) i walki o podium.