- Dawno się nie bawiłam startami. Ostatnie dwa lata to był ciężki okres. W ogóle mnie to nie cieszyło. A teraz się bawię, jest super, są wyniki, czego chcieć więcej? - podsumowała swój start Swoboda. Jak powiedziała, nie skupia się na tym, żeby koniecznie złamać barierę siedmiu sekund. Co prawda jest tego bardzo blisko, ale nie jest to coś, o czym myśli przed każdym startem. Copernicus Cup: Ewa Swoboda lepsza od mistrzyni olimpijskiej Polka w Toruniu nie mogła uwierzyć, że udało jej się wygrać z Elaine Thompson-Herah, trzykrotną mistrzynią olimpijską z Tokio i dwukrotną z Rio de Janeiro. - Wow! Wygrać z tak utytułowaną kobietą, trzykrotną mistrzynią olimpijską z Tokio? Ja? Wygrałam z nią na 60 metrów? Wow! - w swoim stylu komentowała Swoboda. Czytaj także: Ukraińska lekkoatletka pełna obaw. "Nie dla wojny" Forma Swobody jest sporym zaskoczeniem dla niej samej. - Nie spodziewałam się tego, nie wiedziałam, na czym stoję. Wiedziałam, że na treningach idzie dobrze. Waga była odpowiednia, wszystko szło po mojej myśli. Nie spodziewałam się jednak, że od razu zejdę poniżej 7,10 - przyznawała. Swoboda ma teraz przed sobą halowe mistrzostwa świata w Belgradzie, choć jak powiedziała, nie do końca wie, jak będą wyglądać jej ostatnie tygodnie przed imprezą. - Nie mam pojęcia, choć moja trenerka pewnie ma już ułożony w głowie plan. Najpierw muszę trochę odpocząć, takie szybkie bieganie bardzo eksploatuje organizm. Trzeba się skupić na treningu, odbudować. Na pewno czekają mnie mistrzostwa Polski, potem obóz i halowe mistrzostwa świata. Wszystko wskazuje na to, że wystartuje tam jako liderka światowych tabel, ale zdaniem Swobody, nie ma to większego znaczenia. - Na mistrzostwach Europy biegałam już z niebieskim numerem, ale to nic nie zmienia. To tylko kawałek papieru. Można być liderką tabel i nic nie pokazać. Trzeba się skupić na bieganiu, a nie na tym, co na sobie - powiedziała Swoboda. Ewa Swoboda przeszła sporą przemianę Przed zawodami w Toruniu Swoboda miała nietypową przygodę. Jej podróż z Duesseldorfu, gdzie startowała, przeciągnęła się ponad miarę z powodu pechowego zdarzenia. - To było żałosne! Dwanaście godzin zajęła mi podróż z Duesseldorfu. Szybciej dojechałabym tutaj autem. No ale to rzeczy, na które nie mamy wpływu. Siedzieliśmy w samolocie, kiedy jeden z pracowników uderzył w niego wózkiem bagażowym. Pilot powiedział, że trzeba to sprawdzić i musieliśmy wyjść. Najpierw dwie godziny w autobusie, potem dwie godziny oczekiwania na lotnisku - opowiadała sprinterka. Wielu kibiców dostrzega sporą przemianę, jaką przeszła Ewa Swboda. Jak sama mówi, schudła aż dziewięć kilogramów, ma spokojną głowę, nie zajada już smutku i czuje się ze sobą bardzo dobrze. - Ważne, żeby się czuć ze sobą dobrze. Czy się jest grubym czy chudym. Ja przyznaję, że czuję się dobrze, choć denerwuję się, bo wszystko ze mnie leci, a nie mam teraz czasu kupować nowych rzeczy - z uśmiechem oceniła biegaczka. Była niezwykle zaskoczona, że aż tylu ludzi pojawiło się na trybunach. Jak mówiła, bardzo ją to zmotywowało. Dodała jednak, że najważniejsi byli dla niej rodzice, którzy ją wspierali i trenerka, która także była na trybunach.