Kipchoge już od dawna zapowiadał, że spróbuje pobić magiczną granicę. Specjalnie odpuścił nawet niedawne mistrzostwa świata w Dosze. Chciał jak najlepiej przygotować się do wiedeńskiego maratonu. Kenijczyk zaczął od biegania na 5 kilometrów. Na tym dystansie zdobył brązowy medal igrzysk w Atenach, a cztery lata później, w Pekinie został wicemistrzem olimpijskim. Potem zaczął biegać maratony i od razu zaczął wygrywać. Na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 roku zdobył złoty medal. Kipchoge raz był już bardzo blisko złamania granicy dwóch godzin na dystansie 42 kilometrów. Było to w ubiegłym roku w Berlinie. Wtedy uzyskał czas 2:01:39. Ten wynik pozostanie uznany jako oficjalny rekord świata. Tym razem, w Wiedniu, ta sztuka się mu udała, i to z 20-sekundowym zapasem. Sobotni wynik nie zostanie uznany jako rekord świata, bo maraton w stolicy Austrii odbywał się na specjalnych warunkach. Trasa była zaplanowana na pobicie rekordu. Dodatkowo Kenijczyk korzystał z pomocy 41 dyktujących tempo "pacemakerów", a przed biegaczami jechał samochód podający międzyczasy. MP