Zimą w hali okazało się, że 21-letni Jakub Szymański nie ma sobie w kraju równych, dystansuje tak Damiana Czykiera, jak i Krzysztofa Kiljana. Najbardziej utytułowany z tego grona Czykier, czwarty w mistrzostwach świata w Eugene dwa lata temu, wypadł nawet z reprezentacji na halowy czempionat globu, miał najgorsze czasy. A Szymański wyprzedzał kolegów nawet o kilkanaście setnych. Mało tego, pobił rekord Polki Czykiera pod dachem. Inaczej wygląda jednak sytuacja na stadionie - tu Czykier pokazał niedawno, że może być w życiowej formie. Niespełna miesiąc temu w Warszawie uzyskał czas 13.27 s, dający mu kwalifikację olimpijską, zarazem drugi w karierze, gorszy od swojego rekordu Polski o dwie setne. Jeśli taki uzyska w sobotę w finale w Rzymie, śmiało może myśleć o medalu. Dzięki temu doświadczony lekkoatleta z Białegostoku został jednak zwolniony z eliminacji. Błędy Jakuba Szymańskiego i... zwycięstwo w eliminacjach. Awans Krzysztofa Kiljana, komplet Polaków w półfinale Szymański musiał zaś biec, bo jego rekord życiowy - również z tego samego dnia, gdy Czykier uzyskał przepustkę do Paryża, 13.45 s, jednak tak nie imponuje. Młody płotkarz SKLA Sopot też ma jedna świetną dyspozycję, to już widać. Ze startu ruszył znakomicie, choć sam czas reakcji już tak porywający nie był (0.162 s). Szybko jednak uzyskał znaczną przewagę nad rywalami, mimo że popełnił... wiele błędów. Mocno uderzył w trzy pierwsze płotki, one mogły wybić go z rytmu i pozbawić miejsca w półfinale. Ale nie pozbawiły: Szymański miał całkiem sporą przewagę nad rywalami, gdy na końcu jakby zaczął zwalniać. Niemal dogonił go Austriak Enzo Diessl, Polak był jednak pierwszy (13.53 s). O co chodziło więc z tą końcówką biegu? Rekordzista Polski z hali szybko uspokoił kibiców przed kamerami TVP Sport. - Chciałem pobiec już spokojnie, więc zwalniałem. Miałem za cel wyższe pokonywanie płotków, bo widziałem wcześniej, że je zahaczam. A w eliminacjach nie ma co ryzykować - mówił. Później w jego ślady poszedł Kiljan, też awansował do grona 24 najlepszych płotkarzy Starego Kontynentu. W mniej imponującym stylu, ale też bieg był dużo wolniejszy. A liczyły się przecież czasy, więc nawet po zajęciu drugiego miejsca życiowy partner Ewy Swobody nie mógł być jeszcze pewny miejsca w sobotnim półfinale. To się jednak udało - razem z Niemcem Manuelem Mordim uzyskali czas 13.78 s - i tylko oni z tej serii pobiegną dalej.