Jeszcze kilka miesięcy temu Pronin był prawnikiem i działaczem lekkoatletycznym. Wszystko zmieniło się po inwazji Rosji na Ukrainę. Właśnie wtedy zaciągnął się do wojska. Jak wspomina, duże znaczenie miało dla niego przemówienie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który apelował, żeby złapać za broń. Wojna w Ukrainie: "Wszedłem na Instagram Zełenskiego i byłem w szoku" - 25 lutego byłem w złej sytuacji. Rosjanie byli 10 minut od mojego domu, pamiętam płacz mojej dziewczyny. Wtedy jednak wszedłem na Instagram Zełenskiego i byłem w szoku, kiedy apelował, żeby nie wyjeżdżać tylko chwycić za broń. Wtedy chyba każdy Ukrainiec postanowił walczyć - mówi Pronin cytowany przez "The Guardian". Przed wojną amatorsko zajmował się także lataniem dronami i kiedy zaciągnął się do armii, poprosił swojego dowódcę, by ten pozwolił mu wykorzystać te umiejętności do walki z wrogiem. I kiedy Rosjanie zbliżali się do Kijowa, został rzucony w sam środek wojennej zawieruchy. Jak przyznaje, zdarzało mu się być nawet 100 metrów od wrogich żołnierzy. I choć miał umiejętności w obsłudze drona, to na wojnie wszystko jest zupełnie inaczej. Czytaj także: Zaskakujący medal Polki w Monachium W Ukrainie cały oddział operatorów dronów cieszy się sporą sławą, a o Proninie, jako że już przed wojną był osobą publiczną, zrobiło się głośno. On sam jednak nie uważa się ani za bohatera, ani za żadnego killera, choć ma na koncie wiele bomb zrzuconych na wroga. - Robię to dla mojego kraju. Jeśli ich nie zabijemy, oni mogą zabić nasze dzieci, mogą zabić nas. Ale oczywiście w prawdziwym życiu nie jestem zabójcą - stwierdził cytowany przez "Guardiana". W Eugene mógł towarzyszyć ukraińskim lekkoatletom, przekazał im flagę z podpisami żołnierzy. Teraz dostał też specjalną zgodę na to, by pojechać do Monachium, żeby choć przez moment pomóc im w kwestiach organizacyjnych.