Polacy pobiegli bardzo dobrze. Uzyskali czas 3.01,31 sek. i byli w finale. Po chwili jednak okazało się, że został złożony protest, bowiem na jednym z wiraży Maksymilian Szwed nadepnął na linię. - Jak zobaczą to samo, co jest na filmie u mnie, to będzie to nie do obrony - pisał Filip Moterski, team leader polskiej ekipy. I rzeczywiście. Nie udało się wybronić Biało-Czerwonych, którzy po biegu byli wściekli. Dramat polskiej sztafety, już po biegu. Awans, później protest. Chce się płakać Maksymilian Szwed: jestem załamany tym, co się stało Polakom w ostatnich latach raczej nie zdarzały się takie sytuacje, co było ich siłą. Tym razem padło na zaledwie 19-letniego Szweda, który nie jest jeszcze doświadczonym zawodnikiem. Świeżo upieczonemu maturzyście było naprawdę bardzo przykro. Nawet nie wiedział, gdzie popełnił błąd. - To był bardzo dobry bieg. Maksiu dał z siebie wszystko, ale niestety wkradł się drobny błąd. Szkoda, że nie da się tej dyskwalifikacji obronić, bo liczyliśmy na więcej w finale - mówił Karol Zalewski, a Igor Bogaczyński dorzucił: - Nie mamy tego za złe Maksiowi. Stało się. Trudno. Najbardziej zdenerwowany był chyba Kajetan Duszyński, który świetnie finiszował, ale to zdało się na nic. - Na takie rzeczy trzeba zwracać uwagę i unikać ich. To nie jest kwestia losu, tylko odpowiedniego biegania wirażu. Będąc w formie i mając mocny skład, takich błędów nie można popełniać. Są to głupie błędy, których nigdy w sztafetach nie robimy. Unikanie ich pozwala nam tak naprawdę wygrywać biegi. Jeżeli będziemy sobie dokładać takich przeszkód, to niewiele wyjdzie dobrego z takiego biegania. Takie coś podcina skrzydła - mówił Duszyński. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport