Rzeczony rywal z Półwyspu Apenińskiego Samuele Ceccarelli zrobił prawdziwe show w ich serii półfinałowej. Wynikiem 6.47 ustanowił najlepszy rekord wśród Europejczyków w tym roku, a Kopeć - mimo ze zszedł zgodnie z planem poniżej 6.60, musiał usiąść na gorącym krześle. I drżał do samego końca, na szczęście awansował z grona szczęśliwych przegranych. Dominik Kopeć: Tak od niego dostałem, że nie wiedziałem, co się dzieje - Na pierwszych metrach tak od niego dostałem, że nie wiedziałem, co się dzieje. Jak wbiegłem na metę, to pomyślałem, że już koniec. Uznałem, że nie mam szans na finał, a tu patrzę na tablicę i widzę niezły wynik. Pobiegłem swoje, natomiast w finale jeszcze trzeba będzie coś z tego urwać - analizował Kopeć, którego życiówka wynosi 6.56. Kolejny rzut oka na tablicę, już w strefie dla dziennikarzy, sprawił, że Kopeć niemal łapał się za głowę. - Wyniki są tutaj kosmiczne. Żebym ja z takim czasem musiał obawiać się, czy wejdę do finału, to naprawdę o czymś świadczy. Poziom jest tak wysoki, iż wydaje mi się, że w finale zobaczymy dwa wyniki poniżej 6.50, a brąz może dawać rezultat delikatnie powyżej - dodał Kopeć. Jak zatem jego prognoza koresponduje ze słowami z poranka, gdy stwierdził, że jest przygotowany na bieganie w okolicach rekordu Polski z długą brodą, który od 1987 roku należy do Mariana Woronina i wynosi 6.51? - Powiem tylko tyle, że takiego biegu było mi potrzeba. Teraz zostałem na pierwszych metrach, trochę się usztywniłem, a pomimo tego jest naprawdę dobry wynik. Na finał wezmę jeszcze jedną tabletkę kofeiny i wierzę, że będzie dobrze. Potrzebna jest chłodna głowa, a zadowolony już będę, jeśli pobiegnę na nową "życiówkę" - zapowiedział Kopeć. Finał biegu na 60 m mężczyzn zakończy sobotnią sesję popołudniowo-wieczorną. Rozpocznie się o godzinie 18.55. Artur Gac ze Stambułu