Katarzyna Zdziebło zadziwiła lekkoatletyczny świata w 2022 roku. Najpierw została w Eugene dwukrotną wicemistrzynią świata, by kilka tygodni później wywalczyć srebrny medal mistrzostw Europy. W Monachium szła po niego z pękniętym żebrem. Teraz znowu 27-latka, która w poprzednich igrzyskach zajęła dziesiąte miejsce, zapisała niezwykłą historię. Koszmarne warunki w wiosce olimpijskiej. Maher Ben Hlima to odczuł Katarzyna Zdziebło kilka tygodni temu dowiedziała się, że ma złamaną nogę. Teraz wystąpiła w igrzyskach Kiedy w czerwcu tego roku została zdjęta z trasy chodu w mistrzostwach Europy, wyglądała, jakby bardzo cierpiała. Mówiła o wielkim bólu, którego przyczyna była nieznana. Diagnostyka trwała bardzo długo. Okazało się, że ma złamaną nogę. Do tego złamanie jest bardzo rzadkie. Po ledwie kilku tygodniach stanęła na starcie w igrzyskach olimpijskich. Miałaś problemy zdrowotne, ale wygląda na to, że udało się przygotować na tyle, by chociaż przejść ten dystans na igrzyskach. - Tak. Nie mogłam chcieć więcej. Miejsce w tej rywalizacji jest tylko wypadkową. Ważne, że przeszłam i mogłam tutaj wystartować. Przed trzema laty było dziesiąte miejsce w Tokio. Teraz jest o wiele gorzej, ale to ma też swoje przyczyny. - Nie miałam pojęcia w ogóle, czy ukończę ten start. Dla mnie celem był jednak przyjazd do Paryża. Chciałam, by zdrowie pozwoliło mi na ten występ. Zasłużyłam na to, żeby tu być. Pracowałam na to cały sezon. Miałam mnóstwo startów od początku marca. Niestety moje ciało znowu tego nie wytrzymało. Jeszcze przed mistrzostwami Europy czułam, że coś jest nie tak. Tam zostałam zdjęta z trasy, ale trudno było mieć dobrą technikę z pękniętą kością. Naprawdę? Znowu kości nie wytrzymały? - Tak. Dlatego ten mój start w igrzyskach stał pod dużym znakiem zapytania, bo uraz był poważny. Wiele osób stawiało na mnie krzyżyk. Czytałam nawet materiały naukowe, z których wynikało, że w przypadku tej kontuzji biegacze wychodzą na treningi po 12 tygodniach. Ja od mistrzostw Europy, kiedy to zostało zdiagnozowane, miałam sześć tygodni do startu w igrzyskach. Która z kości tym razem nie wytrzymała? - Udowa. To było przeciążeniowe pęknięcie kości. Problemy zaczęły się już w maju. To jest na tyle rzadka kontuzja, że było to bardzo trudne do zdiagnozowania. To był wielki pech. Teraz jednak mam wielkie szczęście, bo jestem w Paryżu. Udało się wyjść z tej kontuzji. Dziękuję bardzo wszystkim osobom, które mi pomogły i zaangażowały się w moje leczenie i rehabilitację. Niestety ten start kosztował mnie bardzo dużo od strony finansowej. Za marzenia jednak trzeba płacić. Korzystałam ze wszystkiego, co było dostępne, by chociaż o jeden procent zwiększyć swoje szanse na start w igrzyskach. To mnie napędzało. Chciałam dokonać czegoś niemożliwego od strony medycznej. I to się udało. W ogromnym upale dotarłam do mety i to jeszcze bez wniosków o dyskwalifikację. Jestem z siebie naprawdę dumna. Można zatem powiedzieć o tobie, że jesteś specjalistką od rzeczy niemożliwych, bo przecież w Monachium zdobywałaś srebrny medal mistrzostw Europy z pękniętym żebrem. - Ta historia miała trochę inny przebieg. Ból rozpoczął się bowiem cztery tygodnie przed mistrzostwami Europy. Eskalował cały czas. Były różne diagnozy. Możliwe, że to wówczas wydarzyło się na starcie. Teraz ten ból towarzyszył mi o wiele dłużej i był bardzo uciążliwy. Nawet nie wiem, kiedy to się wydarzyło. Diagnostyka trwała niemal miesiąc. Pierwsze objawy zgłaszałam 9 maja. Ostateczna diagnoza została postawiona po mistrzostwach Europy, kiedy nie zdecydowałam się na wyjazd na obóz wysokogórski, bo nie widziałam sensu w treningu. Przecież nie byłam w stanie pójść do toalety. Było jasne, że coś jest nie tak. To niesamowite, że udało się stanąć na starcie. - Doktor Marek Krochmalski znalazł też pozytywne publikacje i to mnie trzymało. Rzuciłam się zatem w wir rehabilitacji. Były momenty, że nie miałam nawet czasu na jedzenie, bo wskakiwały kolejne zabiegi i treningi zastępcze. Nie miałam czasu si nudzić. Przed startem w Paryżu w ogóle wykonałaś jakiś trening chodziarski, czy tylko to było trening zastępczy na rowerze? - Do igrzysk przygotowywałam się głównie na rowerze. Niestety w tym wypadku pracują inne mięśnie. Chciałam, żeby organizm czuł, że jest w treningu, by serce biło na odpowiednich obrotach. Chodziło też o utrzymanie pamięci mięśniowej. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, dlatego byłam bardzo ciekawa, jak ten start wyjdzie. Z ciekawości zapytam, ile kosztowało leczenie i rehabilitacja? - To było kilkanaście tysięcy złotych. I do tego jeszcze koszty paliwa i suplementy. Nie było pomocy ze związku? - Była. Doktor Krochmalski ostrzykiwał mnie fibryną. Stosowałam też inne urządzenia typu MBST, czy egzogen. Trafiłam na bardzo fajny sztab fizjoterapeutów w Łodzi, który mi pomógł. Gdyby nie oni, to zapłaciłabym dużo więcej. Byłam jednak świadoma tego, na co się piszę. Mogłam powiedzieć, że dziękuję bardzo i że się poddaję. Bardzo jednak chciałam pojechać na te igrzyska. Teraz jestem bardzo szczęśliwa. Co dalej z karierą Katarzyny Zdziebło? "Bliscy się martwią" Nie masz już dosyć tych wszystkich kontuzji? - Nie może być tak, że mam normalną kontuzję, tylko od razu coś łamię. Jest to bardzo demotywujące. Czasami się zastanawiam, ile tak naprawdę można płacić za marzenia. Zdałam sobie jednak sprawę z tego, że nie trenuję dla pieniędzy, bo na chodzie ich się nigdy nie dorobię. To jest dla mnie tylko czysta satysfakcja. Niestety kosztuje to też nerwy moich bliskich. Jest jeszcze w tobie to marzenie o olimpijskim medalu? Kolejne igrzyska są za cztery lata. - Nie wiem, ile do tego czasu połamię kości. Zastanawiam się, jak sport pogodzić z pracą. Z drugiej strony na medycynę jest zawsze czas, a młodsza już nie będę. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Może jeśli nie będzie to chód, to postawię na coś innego. To brzmi, jakbyś zastanawiała się nad zakończeniem kariery w chodzie. - Mam fajną pracę i stabilizację, ale nie wiem, czy już teraz chcę tej stabilizacji. Tego nie wiem. Od początku studiów trwa u mnie walka o to, czy wybrać sport, czy jednak medycynę. Na razie serce idzie w kierunku sportu. Rozum ciągnie jednak trochę do normalnego życia. Nie wiem, czy tego wszystkiego nie przypłacę zdrowiem na starsze lata i czy nie będę tego żałować. Na pewno bliscy się o to martwią. Wiem też jednak, że są dumni ze mnie, bo dotarłam do Paryża. Dobrze widzieć cię w końcu uśmiechniętą. W mistrzostwach Europy w Rzymie nie byłaś sobą. Na twojej twarzy wymalowane było cierpienie. - Cierpiałam tam. I to bardzo. Było mi bardzo trudno stanąć na nodze po starcie. Nie wiedziałam, co się dzieje. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport