Polska sztafet mieszana 4x400 metrów w składzie: Maksymilian Szwed, Justyna Święty-Ersetic, Karol Zalewski i Alicja Wrona-Kutrzepa dobiegła na ósmej pozycji, ale po kilkunastu minutach zdyskwalifikowana została francuska ekipa. Biało-Czerwoni uzyskali czas 3.12,39 sek. Po dyskwalifikacji Trójkolorowych awansowali na siódme miejsce. Nowa królowa sprintu, wcześniej "zabrała" złoto Swobodzie. Przepaść na mecie Polacy w akcji. Dyskwalifikacja Francuzów To zasługa Filipa Moterskiego, team leadera naszej kadry, który jest szefem polskich sędziów. Ton po biegu ruszył do TIC-a, czyli punktu, w którym składa się protesty. - Sprawdziłem zabiegnięcie Francuzów na ostatniej zmianie. Ale się wściekli - mówił Moterski. Nasi zawodnicy o tym, że awansowali o jedną lokatę, dowiedzieli się w strefie wywiadów. - Przydało się jednak moje finiszowanie - mówił Zalewski. Kontuzja Mariki Popowicz-Drapały Pierwszy olimpijski finał z udziałem Polaków na Stade de France rozpoczął się z problemami. Na rozgrzewce kontuzji doznała Marika Popowicz-Drapała i w ostatniej chwili w jej miejsce wskoczyła Wrona-Kutrzepa. Ona została ustawiona na ostatniej zmianie, a Święty-Ersetic przesunięta z czwartej na drugą. - Te dwa biegi w Paryżu dodały mi skrzydeł. To był jeden z moich szybszych biegów w karierze na lotnej zmianie - dodała. Największy stres dopadł chyba Wronę-Kutrzepę. Ona - jako rezerwowa - przygotowywała się do startu z resztą sztafety. Na chwilę przed wyjściem dowiedziała się jednak, że pobiegnie zamiast Popowicz-Drapały. - Musiałam być przygotowana na taką ewentualność, choć oczywiście nikt nie zakładał takiego scenariusza. Dałam z siebie sto procent, choć stres był duży, jak zobaczyłam, ile ludzi jest na stadionie - opowiadała nasza lekkoatletka. Swój pierwszy olimpijski finał w karierze zaliczył Szwed. Dla tegorocznego maturzysty to było wielkie wydarzenie. - Były ogromne emocje. Byłem bardzo podekscytowany. Wrażenia były jednak super. Czułem, że jestem w swoim żywiole. Pobiegłem szybciej niż dzień wcześniej, więc jestem bardzo zadowolony. Na własnej skórze przekonałem się o tym, jaki jest poziom na igrzyskach. Miałem niemal perfekcyjny bieg, a jednak byli szybsi ode mnie. Nie przytłoczyło mnie to. Starałem się biec od początku do końca równym rytmem. Wyszło bardzo dobrze - cieszył się Szwed. Zalewski na swojej zmianie ruszył bardzo mocno. W pewnym momencie wydawało się, że dogoni nawet czołową grupę. Na końcu jednak zabrakło mu sił. - Ostatnie sezony lekkoatletyczne są dla nas bardzo trudne. Wymaga się od nas, żebyśmy byli w gazie i wczesną wiosną, i pod koniec sierpnia. Przez to składy mocno rotują. Przygotowaliśmy formę na te igrzyska i to widać. Jak zobaczyłem minę Justyny, która dowiedziała się, że jednak biegnie na drugiej zmianie, to widziałem, jak mocno bije jej serce. To są trudne chwile dla nas sportowców. Finalnie jesteśmy zadowoleni z tego występu - zakończył Zalewski. Polacy trzy lata temu zostali sensacyjnymi mistrzami olimpijskimi. Teraz zajęli siódme miejsce. Czy to oznaka, że świat znowu nam odjechał? - Myślę, że nie stanęliśmy w miejscu. Wystarczy zobaczyć, jakie wyniki osiąga Natalia Kaczmarek. Sezon dla nas nie był idealny, ale potrafimy się zmobilizować i biegać, jak za najlepszych czasów. Nie uważam, by świat nam aż tak uciekł, aczkolwiek mamy znowu za kim gonić. To działa na nas bardzo motywująco - zakończyła Święty-Ersetic. Mistrzami olimpijskimi zostali Holendrzy, którzy ustanowili rekord Europy - 3.07,43 sek. Złoto zawdzięczają kosmicznemu finiszowi Femke Bol. Drugie miejsce zajęła ekipa USA - 3.07,74 sek., a trzecie Wielka Brytania - 3.08,01 sek. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport