Drakońska kara dla rekordzistki świata. Co z historycznym wynikiem? Badają telefon
Niemal dokładnie rok temu Ruth Chepngetich jako pierwsza kobieta w historii przebiegła maraton poniżej 2 godzin i 10 minut - rezultat ten uzyskała w słynnym maratonie w Chicago. A trzy miesiące temu znów zrobiło się o niej głośno - tym razem za sprawą zawieszenia przez AIU po pozytywnym wyniku kontroli antydopingowej, przeprowadzonej 14 marca tego roku. Dziś ogłoszono ostateczny wyrok w tej głośnej sprawie - Athletics Integrity Unit nie miała litości dla słynnej Kenijki. W najbliższych sezonach 32-letnia Chepngetich będzie obserwowała wszystko z boku.

Do zeszłego roku trudno było pomyśleć o kobiecym maratonie poniżej czasu 2:10.00. Rekord świata z Berlina znakomitej Etiopki Tigst Asseft wynosił 2:11.53 - niemal dwie minuty to jednak przepaść.
A w Chicago Ruth Chepngetich dokonałą rzeczy absolutniej przełomowej - wydarła z tego wyniku blisko dwie minuty. 2:09.56 - to jej czas na mecie. Gdy zaś wygrała, zadedykowała rekord świata swojemu rodakowi Kevinowi Kuptumowi, który na początku tamtego roku zmarł tragicznie w wywpadku.
Wtedy maratonka była na samym szczycie. Minęło 12 miesięcy i znalazła się niemal na dnie. Nie ma też ostatecznej decyzji, co się stanie z jej wcześniejszymi wynikami, sprzed wiosny tego roku. Choć przecież regularnie była poddawana kontroli antydopingowej, w tym i na pewno po zawodach w USA. Aby bowiem rekord świata mógł być ratyfikowany, niezbędna jest taka kontrola i jej negatywny wynik.
Rekordzistka świata w maratonie zdyskwalifikowana na trzy lata. Co z igrzyskami w Los Angeles?
W tym roku Chepngetich wystąpiła tylko raz - na początku marca w półmaratonie w Lizbonie. Zajęła tam drugie miejsce (1:06.20), ale to nie jest dla niej dystans docelowy. Miała w zwyczaju jeden start maratoński w pierwszej połowie roku, w sezonie 2024 był to występ w Londynie. A teraz zniknęła z list startowych.
W lipcu wszystko wyszło na jaw - zawodniczka została oficjalnie zawieszona przez AIU, czyli niezależną organizację międzynarodową z siedzibą w Monako, utworzoną przez światową federację lekkoatletyczną (World Atheltics) w celu zapewnienia uczciwości w tej dyscyplinie sportu.

W badaniu antydopingowym przeprowadzonym w marcu stwierdzono bowiem obecność hydrochlorotiazydu (HCTZ), czyli diuretyku. Chepngetich 19 kwietnia zdecydowała się na dobrowolne zawieszenie, a lipcu potwierdziła to już AIU.
Teraz sprawa - przynajmniej na tym etapie - się wyjaśniła. W toku śledztwa Kenijka zmieniła swoje zeznania, przyznała się do nieświadomego zażycia dopingu. Jak wyjaśniała, zażyła leki swojej pokojówki dwa dni przed testem. Szacunkowe stężenie HCTZ w jej próbce wyniosło 3800 ng/ml, podczas próg zprawozdawczości WADA wynosi 20 ng/ml.
Jej tłumaczenia nie przekonały, niemniej zamiast czterech lat zawieszenia, dostała tylko trzy. A to może sprawić, że nie wystąpi w igrzyskach w Los Angeles z uwagi na krótki okres na uzyskanie minimum. Będzie mogła występować dopiero od wiosny 2028 roku, lekkoatletyczne zmagania w Kalifornii odbędą się w lipcu.
Jak zaznaczył serwis Track&Field Gazette, w mocy pozostają wyniki uzyskane przez Kenijkę przed 14 marca 2025 roku, w tym i rekord świata z zeszłej jesieni. Wciąż jednak analizowane są materiały odzyskane z jej telefonu.












