Artur Gac, Interia: W rozmowie ze mną Filip Moterski, szef polskich sędziów lekkoatletycznych, który sam był świadkiem niechlubnych wydarzeń w Toruniu ogłosił, że złoży wniosek o dożywotnie zawieszenie zawodnika Sebastiana U. do Komisji Wyróżnień i Dyscypliny, a więc ciała w ramach PZLA, którego pan jest przewodniczącym. Uzasadnia to tym, że zachowanie lekkoatlety względem Ewy Swobody, jego zdaniem, nosi już znamiona działania uporczywego i był karany. Jaka jest pana optyka na całą tę sprawę, której ostatni akt zapisał się podczas halowych MP w Toruniu? Dr Janusz Krynicki, przewodniczący Komisji Wyróżnień i Dyscypliny: - Niezależnie od tego wniosku, który jeszcze nie wpłynął, a który na razie - jako fakt medialny, Filip Moterski zapowiedział w rozmowie z panem - będąc przewodniczącym rzeczonej komisji już zwołałem na następny tydzień posiedzenie w tej sprawie. Za dużo nie chciałbym mówić, ale wspomnę, że poprzednim razem zawodnik Krzysztof Kiljan (partner Ewy Swobody - przyp. AG) zwrócił się do nas i przekazał pewne materiały z mediów społecznościowych, świadczące o aktywności w tej przestrzeni zawodnika Sebastiana U. Wiadomo, że nie chodziło o wysyłanie jakichś przyjemnych informacji, tylko raczej wprost przeciwnie. I także tamten fakt jest już powodem do tego, byśmy rozpoczęli postępowanie dyscyplinarne. A druga sprawa dotyczy zdarzeń, które miały miejsce w Toruniu. - Rozpoczynając postępowanie będziemy musieli zwrócić się do świadków wydarzeń, aby także na podstawie ich zeznań i relacji móc ocenić tę sytuację. Natomiast niewątpliwie z punktu widzenia tego, że lekkoatleta właściwie jest już zawieszony, a teraz - zgadzając się z Filipem - jeśli dochodzi do recydywy, dodatkowo na pewno stawia to zawodnika w bardzo niekorzystnym położeniu. Tu przypomnę, że został on już zdyskwalifikowany w poprzednim okresie. Wykonanie kary zostało warunkowo zawieszone. Wobec kolejnego przewinienia, za które zawodnika ukarano naganą, zarząd PZLA uznał, że warunki zawieszenia kary nie zostały dotrzymane i podjął decyzję o kontynuacji wykonania kary. W orzeczeniu dotyczącym kary nagany napisaliśmy, że ponieważ rzecz dotyczy kolejnego przewinienia na jego koncie, to w przypadku, jeśli nastąpią kolejne wydarzenia z jego udziałem, wówczas na pewno trzeba będzie zastosować surowszą karę. Jest poza wszelką wątpliwością, co także wybrzmiało z wypowiedzi Filipa Moterskiego, że decyzję musicie poprzedzić standardową procedurą, wszak podejmując ją - ewentualnie najcięższego kalibru - musi zostać oparta na mocnym uzasadnieniu, aby Sebastian U. nie mógł jej później podważyć. Natomiast gdybym zapytał o pana własne zdanie, wszak na posiedzeniu zapewne także będzie pan jego aktywnym uczestnikiem, czy finał sprawy zapowiada się katastrofalnie z punktu widzenia obwinionego? To chyba czas zdecydowanych kroków, aby nie daj Boże nie doszło do żadnej tragedii. - Po pierwsze, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że my jako Komisja Wyróżnień i Dyscypliny mamy pewne kompetencje i możliwości karania, ale nie są one nieograniczone. Ostatnio z wypowiedzi Krzysztofa Kiljana dowiedziałem się, że wkraczają na drogę sądową i w mojej ocenie jest to w zasadzie jedyna droga, która może być skuteczna, jeśli mówimy o wszystkich zagrożeniach, czego dał pan wyraz w pytaniu. Bo jeśli nawet my, jako związek, co zaproponował Filip, zawiesimy go w prawach zawodnika dożywotnio lub na wiele lat, to czy otrzymamy gwarancję, że on przestanie prześladować Ewę Swobodę? Gwarancji nie ma żadnej. A może wprost przeciwnie, to jeszcze bardziej sprowokuje go do aktywności? - Trudno jest powiedzieć, jak zachowa się zawodnik. Proszę zauważyć, że w obecnej chwili jest zawieszony w prawach zawodnika. Warto podkreślić, że to tylko sąd mógłby orzec, że ma zakaz na przykład zbliżania się do Ewy Swobody. W naszych kompetencjach tego po prostu nie ma. My nie możemy od niego wyegzekwować, by nie przebywał w tych miejscach, gdzie startuje zawodniczka. Sam pan świetnie rozumie, że jako związek musimy działać w pewnych ramach, a więc takich kompetencji, jakie posiadamy. Oczywiście, że w swoim wachlarzu nie macie kar, nazwijmy je, penitencjarnych. Tym niemniej szef sędziów jasno wyartykułował, że on będzie wnosił o dożywotnią dyskwalifikację, z kolei pan przed chwilą powiedział, że w grę może wejść iluś letnia sankcja. Czy biorąc pod uwagę kwestie takie, jak młody wiek sportowca i jego niewątpliwy talent do sportu, osobiście potraktowałby je pan jako okoliczności łagodzące i ważąc ciężar kary, optowałby pan właśnie za kilkuletnią? - Odwołując się do regulaminu dyscyplinarnego PZLA, rzeczywiście jest w nim przewidziana możliwość dożywotniej dyskwalifikacji. Przy czym jest to przewidziane za bardzo ciężkie naruszenie przepisów. Innymi słowy, czy zachowania Sebastiana U. literalnie podchodzą pod tę kwalifikację? - Pozwoli pan, że na ten moment tak arbitralnie nie chciałbym się wypowiadać, bo właśnie temu służy zwołanie gremium i komisja kolegialnie podejmie decyzje. Po drugie, będę opierał się na opinii prawnika, aby dokładnie rozeznać, jaką możemy nałożyć karę, aby na końcu była ona adekwatna do czynów. Proszę też zauważyć, że gdyby w grę weszła dożywotnia dyskwalifikacja, oznaczałoby to także, że taka osoba w przyszłości miałaby zakaz startów również w kategoriach weteranów. Wówczas reperkusje byłyby potężne - chyba że ktoś po drodze zmieniłby to postanowienie na przykład na drodze odwołania. Opinia publiczna o pierwszym wyskoku Sebastiana U., gdy już wtedy w tle pojawiła się Ewa Swoboda, dowiedziała się z wybuchu na początku 2023 roku "afery sylwestrowej". Czy na przestrzeni tego czasu bezpośrednio rozmawiał pan z zawodnikiem? - Tamta sprawa jest już na poziomie prokuratury i sądu i rozpoznanie tej sprawy będzie należało do sądu, jeśli prokuratura postawi zarzuty. W tamtym czasie my rozpatrywaliśmy sprawę zgłoszoną przez Krzysztofa Kiljana, który przedstawił nagrania wypowiedzi zawodnika, mające znamiona gróźb wobec niego. Zgodnie z procedurą chcieliśmy usłyszeć od obwinionego, co ma do powiedzenia o stawianych mu zarzutach. Został powiadomiony o możliwości przedstawienia swojego stanowiska na posiedzeniu Komisji lub przesyłając wyjaśnienia na piśmie do Komisji. Z tego, co pamiętam, pan Sebastian wybrał drugą możliwość. Ponieważ dowody na jego złe zachowanie były ewidentne, bo rozmowa telefoniczna z Krzysztofem Kiljanem była zarejestrowana na nośniku, dlatego Komisja, nie mając wątpliwości co do winy, ukarała go roczną dyskwalifikacją. W rozmowie z Tomaszem Kalembą z Interii, której kontekstem były właśnie ubiegłoroczne MP w Gorzowie, Sebastian U. wypowiedział m.in. takie słowa: "Może to jest obsesyjne uczucie do pani Swobody. Zakochałem się. Wie pan, jak to mówią: serce nie sługa. I wtedy robi się głupie rzeczy, bo myśli się sercem". Z punktu widzenia dojrzałego mężczyzny co pan o tym myśli? Nie chcę nawiązywać do zbyt daleko idących historii i szukać mrocznych analogii, ale na myśl przychodzą mi filmy psychologiczne o odrzuconych uczuciach, których finał w skrajnych przypadkach nie kończył się na rzuconej groźbie. - Zgadzam się z panem, to jest przerażające. Uważam, że zakochani ludzie powinni zrozumieć, czy też przyjąć do wiadomości, że ich uczucia mogą zostać odrzucone przez drugą stronę. To jest oczywiście bardzo bolesne, ale trzeba się z tym pogodzić i nie krzywdzić drugiej osoby. Dla mnie taka postawa jest o tyle trudna do zrozumienia, że zupełnie inaczej definiuję sytuację, gdy na kimś mi zależy. A mianowicie wówczas tym bardziej nie powinno się działać na jej szkodę i powodować, by czuła się zakłopotana, przestraszona i nie mogła w pełni skoncentrować się na swojej pracy. No więc właśnie, z tego punktu widzenia dotykamy argumentów - zdawałoby się - oczywistych. Zwłaszcza, że sam jest lekkoatletą, a przecież w sporcie na najwyższym poziomie to właśnie niuanse tuż przed startem, takie jak pełne skupienie, decydują o tym, czy wygrywamy, czy kończymy zmagania w najlepszym razie w środku stawki. - W pełni się tutaj zgadzamy, mówiąc o zupełnie niewłaściwym zachowaniu zawodnika. Tylko, że jeśli chodzi konkretnie o to zdarzenie, które miało miejsce w Toruniu, musimy postępować zgodnie z protokołem. A więc, najpierw trzeba dotrzeć do świadków, którzy byli bezpośrednimi uczestnikami i na własne oczy widzieli te sceny. W innym wypadku pojawią się głosy niektórych kibiców, że przecież nie miał zakazu być na trybunach, a skoro przyszedł na widownię, to miał prawo krzyczeć, co mu się podoba. Dlatego kluczowe jest właśnie to, co krzyczał, jak krzyczał i w jakim stopniu jego zachowanie było bezpośrednim zagrożeniem dla sportsmenki. Warto bowiem pamiętać, że wszelkie wątpliwości - jeśli zabrakłoby zeznań świadków - należałoby rozpatrzeć na korzyść obwinionego. Dlatego całą sprawę musimy przeprowadzić zgodnie z procedurą, dokonując należytej oceny, aby ktoś nie zarzucił, że końcowe postanowienie opieramy na domysłach, czy podejrzeniach. Kiedy dokładnie w nadchodzącym tygodniu odbędzie się posiedzenie komisji? - Zawiadomienia do członków wysłałem na wtorek, ale może zdarzyć się tak, że termin zostanie minimalnie zmieniony, jeśli ktoś ze składu komisji o to wystąpi. Rozmawiał: Artur Gac Sierż. sztab. Sebastian Pypczyński, Komenda Miejska Policji w Toruniu - komunikat dot. zdarzenia w Toruniu: W minioną sobotę (17.02.2024) na hali sportowej przy ul. Bema w Toruniu odbywały się lekkoatletyczne mistrzostwa Polski, które miały charakter imprezy masowej. Policjanci wspomagali organizatora w bezpiecznym przebiegu tego wydarzenia. W trakcie odbywających się zawodów pracownicy ochrony obiektu interweniowali wobec jednej z osób znajdującej się na widowni. Jak się okazało, był to 22-letni mieszkaniec powiatu inowrocławskiego. Ujęty przez ochronę mężczyzna został przekazany policjantom. Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że 22-latek zakłócił wydarzenie sportowe, krzycząc i wyzywając uczestników zawodów. Ponadto nie stosował się do poleceń wydanych przez służbę porządkową, stawiał opór i uderzył jednego z ochroniarzy, uszkadzając jego okulary. Mundurowi zatrzymali, a następnie doprowadzili mężczyznę do policyjnej izby zatrzymań. W poniedziałek (19.02.2024 r.) zatrzymany 22-latek usłyszał zarzuty uszkodzenia mienia i w miejscu trwania imprezy masowej naruszenia nietykalności cielesnej członka służby porządkowej. Teraz grozi mu kara do 5 lat pozbawienia wolności i wysoka grzywna.