Marcin Krukowski rekord Polski pobił na początku czerwca 2021 roku w Turku. Potem było już tylko gorzej. Jeszcze w tamtym czasie dwukrotnie rzucił powyżej 80 metrów, ale kolejne starty - włącznie z tym olimpijskim - to były rzuty o 10 metrów bliższe w okolicach 73-74 m. W eliminacjach w Tokio Krukowski rzucił 74,65 m. To dało mu odległe 28. miejsce. Tam jednak działy się dziwne sceny. Przepadło wielu faworytów. Po zawodach tłumaczyli się fatalnymi warunkami na rozbiegu. Niesamowita historia. 66-latek wystąpił w lekkoatletycznych mistrzostwach Polski Koszmar na igrzyskach w Tokio. Protesty trwają do dziś - Na ostatniej technice przed startem w Tokio rzuciłem 83 metry. W eliminacjach niestety były duże problemy z tartanem, a do tego strzelił mi bark, który był mocno przeciążony w tamtym sezonie - opowiadał. - Tam nie były normalne warunki. Było tak, jakby piłkarze grali na lodzie. I też ktoś w takim meczu wygra - dodał. Widać, że wciąż mocno przeżywa to, co tam się wówczas stało. - Nigdy nie postulowałem o to, by powtarzać konkurs. Protestowałem tylko przeciwko nieuczciwej rywalizacji. Razem z wieloma zawodnikami, w tym także z Johannesem Vetterem, chcieliśmy zrobić jak największą awanturę po to, by w przyszłości dokładnie sprawdzano warunki, w jakich przyjdzie nam rzucać. Tymczasem ten fragment tartanu przetestowały jamajskie biegaczki, które uznały, że wszystko jest w porządku. Nikt tego jednak nie sprawdził pod kątem rzutu oszczepem. Ludzie z obsługi sami przyznawali się do problemów z tym tartanem. Obkładali go nawet lodem, żeby był twardszy. Nie za bardzo dało się jednak coś zrobić. Mogliśmy odmówić rzutów. Nie zrobiliśmy tego, ale wiele osób od tego momentu ma problemy z kontuzjami - dodał nasz oszczepnik. Niepokonany od 2015 roku Krukowski wyleczył się dopiero w marcu 2022 roku. Dwa miesiące później naderwał mocno mięsień czworogłowy. I znowu wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Udało się jeszcze wystąpić w mistrzostwach Polski, które wygrał z wynikiem 80,44 m, ale to był jednorazowy taki wyskok w sezonie. W tym roku Krukowski był świetnie przygotowany. Jak sam mówił, na treningach rzucał ponad 80 metrów. Startował w tym sezonie trzykrotnie. Na początku maja uzyskał w Kielcach 76,30 m. I tam nabawił się kolejnej kontuzji. Do rzucania wrócił ledwie kilka dni temu. W Warszawie uzyskał 79,29 m, ale nie z pełnego rozbiegu. Potem był jeszcze start w Bydgoszczy - 76,54 m. - Ten start w Warszawie potraktowałem treningowo, bo chcę się skupić na mistrzostwach Polski - dodał. W nich nie przegrał od 2015 roku, a licząc jeszcze czasy młodzieżowe i juniorskie, to w mistrzostwach kraju jest niepokonany od 2009 roku. - Chłopaki w tym sezonie rzucają daleko, ale będę się starał obronić tytuł. Wydaje mi się, że mogę rzucić ponad 82 metry. Oczywiście, jeżeli wszystko będzie w porządku. Gdyby okazało się, że miałbym to przypłacić zdrowiem, to wolę odpuścić i spokojnie przygotowywać się do igrzysk w Paryżu - przyznał. - Marcin motorycznie wygląda rewelacyjnie. Mam cały czas nadzieję, że jednak zakwalifikuje się na mistrzostwa świata i po raz dziewiąty z rzędu wygra mistrzostwa Polski - dodał jego ojciec i trener. Krukowski w każdym razie nie poddaje się. Liczy na to, że w igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku, wystąpi razem z młodszym bratem Rochem, który szaleje w gronie juniorów. Gwiazda polskiej lekkoatletyki Maria Andrejczyk traci mistrzostwa świata. Tomasz Majewski dla Interii