Adrianna Sułek to na razie największa bohaterka w reprezentacji Polski. Młoda Polka potwierdziła, że nieprzypadkowo dzierżyła w tym roku pozycję liderki światowych tabel w pięcioboju. Nadto udowodniła, że w ostatnich miesiącach poczyniła kolosalne postępy. Styl, w jakim sięgnęła po wicemistrzostwo świata w hali, był spektakularny. Podopieczna trenera Marka Rzepki zdobyła aż 4851 pkt, przy okazji bijąc liczący blisko ćwierć wieku rekord kraju. Adrianna Sułek: Sama ze sobą chyba wygrałam pięć na pięć konkurencji - Może nie opublikowałam w mediach społecznościowych dokładnej informacji o kolorze medalu, jaki chcę wywalczyć, ale pewnie wszyscy, którzy mnie znają, wiedzieli, że interesuje mnie tylko złoto. Na ten moment to jeszcze nie jest taka radość, jaka pewnie po kilku dniach do mnie dotrze, że już w pierwszym roku w seniorach zdobyłam medal - mówiła Sułek, co od razu znamionowało, że jest szalenie ambitną zawodniczką. - Muszę podziękować wam wszystkim oraz kibicom, bo wspieraliście mnie na każdym kroku. Wobec rodziny i bliskich pewnie zrobię to osobiście - roześmiała się. Już w pierwszych słowach Polka z uznaniem wypowiedziała się o Noor Vidts z Belgii, która sięgnęła po złoto z dorobkiem 4929 pkt. - Ma równie mocny charakter, a chyba nawet mocniejszy, bo wygrała bieg. Nic innego być nie mogło, skoro przegrałam z nią cztery na pięć konkurencji. Ale sama ze sobą chyba wygrałam pięć na pięć, bo z roku na rok uczę się sama siebie. I zaczynam zauważać, że takie małe porażki, jak bieg przez płotki, który był dla mnie porażką, nie pozwalają mi się nad sobą rozczulać. Dzięki temu wiem, że za parę lat będę wiele znaczyła w tym sporcie - zapowiada Sułek, która - wierzymy - na dobre rozwiązała worek z medalami dla "biało-czerwonych". Bydgoszczanka, obecnie mieszkająca w Warszawie, pokłoniła się pani Urszuli Włodarczyk i Karolinie Tymińskiej. - Dla mnie pani Ula i Karolina to nadal są nazwiska, do których nie mogę się porównywać. A to, że poprawiłam ich najlepsze wyniki w życiu, mnie szokuje. I tak pewnie pozostaną moimi inspiracjami, a za parę lat inspiracją będzie wynik 5000 punktów. Gwarantuję państwu, że ten wynik zostanie przeze mnie poprawiony i bariera złamana. Ale dajcie mi jeszcze parę lat, ponieważ muszę jeszcze ciężko popracować nad wieloma aspektami. Emocjonalnie zrobiło się, gdy Sułek wyznała, że medal dedykuje swojemu już nieżyjącemu trenerowi, Wiesławowi Czapiewskiemu. - Nikomu innemu nie dedykuję moich medali, jak właśnie trenerowi Czapiewskiemu. Na pewno, gdyby był ze mną, to by pękał z dumy. Wiem za to, że cała jego rodzina, jak również moja, pękają z dumy. Tworzyliśmy lekkoatletyczną rodzinę i nikt, ani już nic tego nigdy nie zmieni. Z tego miejsca chciałabym zaprosić wszystkich kibiców na pierwszy memoriał pana Wiesława Czapiewskiego do Bydgoszczy, mojego rodzinnego miasta. Wierzę, że tam, kiedy będę startować jako rekordzistka Polski w pięcioboju, trybuny będą pełne - uśmiechnęła się od ucha do ucha Sułek, a swoim niedosytem, którzy był motywem przewodnim całej rozmowy, raz za razem udowadniała, że ma odpowiedni charakter, by mierzyć w najwyższe cele. Adrianna Sułek o zajściu w hotelu: Płakałam i byłam załamana 22-latka komplementowała też zasługi swojego obecnego trenera, Marka Rzepki, a także dużo ciepłych słów wypowiedziała pod adresem prof. Jana Blecharza, do którego, jako psychologa, ma bezgraniczne zaufanie. I czuje wsparcie na każdym kroku. Wspólnie duży "pożar" musieli ugasić jeszcze dziś rano, a sytuacja - z relacji Sułek - była naprawdę nie do pozazdroszczenia. - W hotelu, w którym mieszkam, była impreza. Próbowałam pójść spać o 21 i prosiliśmy, żeby wyłączyli muzykę i wyprosili gości. Powiedzieli mi, że tego nie mogą zrobić. I zasnęłam dopiero o 1 w nocy z zatyczkami w uszach, które pożyczyłam od trenera. Mój zegarek pokazał mi cztery godziny snu, a jego jakość była beznadziejna. Rano płakałam i zadzwoniłam do profesora mówiąc, że spałam cztery godziny przed pięciobojem, który będzie trwał ponad 10 godzin. Dodałam, że już czuję, iż medal mi odleciał. W odpowiedzi dostałam długą wiadomość. Nie zdradzając tajników psychologicznych napisał mi, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, więc tak samo jedna doba wiele nie zmieni. Dodał, że trudno, czasami bezsenność też pomaga na kilka godzin i poradził mi, żebym spróbowała przespać się przed skokiem w dal. I faktycznie, na chwilę się zdrzemnęłam, po czym odzyskałam siły. Jednak nie może być tak, że trwają zawody, a ktoś w tym samym miejscu robi naprawdę bardzo groźną imprezę. Było tak głośno, że nawet nie byłam w stanie tego zagłuszyć, próbując odsłuchać nagrania pana profesora. A gdyby nie ta sytuacja, to kto wie, czy dzisiaj nie byłoby 5000 punktów. W każdym razie jak na to, że rano byłam naprawdę załamana, profesor wyciągnął ze mną wszystko, co najlepsze. Dodał, że przez jedną noc forma i tak mi nie ucieknie, a pięciobój jest jak pięć kreacji, a co jedna to ładniejsza. I po raz kolejny potwierdziło się, że zawsze sprawdza się to, co on mówi - wyczerpująco przedstawiła bieg wydarzeń Sułek. Artur Gac z Belgradu