Młodziutka Kalitta dopiero stawia pierwsze kroki w gronie seniorek. Jej rekord życiowy, ustanowiony w tym sezonie, wynosi 4.10 m i nic dziwnego, że odczuwała pewien stres w sobotnim konkursie, który rozpoczął się na granicy właśnie jej "życiówki".- Prawdą jest, że pojawił się stres, ale myślę, że ta wysokość nie jest taką, którą powinnam się stresować i napinać. Uważam, że jest ona do zrobienia na spokojnie. A pierwsza zrzutka była zupełnie bez sensu, bo nawet nie pociągnęłam skoku, ponieważ nie pasował mi rozbieg - relacjonowała zawodniczka CWZS Zawisza Bydgoszcz. Kalitta miała na myśli strącenie poprzeczki na wysokości 3.90 m. Poprawiła się już za drugim razem, jednak z kolejną wysokością na poziomie "życiówki" już sobie nie poradziła. Spaliła wszystkie trzy próby. Dla porównania, 27-letnia Włoszka Roberta Bruni wygrała z wynikiem 4.45 m, oddając cztery bezbłędne skoki. - Nie powiem, liczyłam na więcej, w tym na nowy rekord życiowy. Na treningach wszystko wychodzi dobrze i idzie w dobrą stronę. Przy czym jest to dopiero początek sezonu, więc liczę, że może uda się na kolejnych zawodach - mówi nastolatka. Victoria Kalitta: Byłam nawet nad poprzeczką, ale zabrakło lotu Po chwili 19-latka bardzo precyzyjnie wyjaśniła, jaki błąd sprawił, że nie udało jej się zająć wyższego miejsca w Chorzowie. - Tyczka to taka konkurencja, w której liczy się każdy mały element. I tutaj właśnie tego jednego małego elementu zabrakło. Myślę, że gdybym szybciej opuściła tyczkę i bardziej nią pchnęła górą przy odbiciu, to ona by "jechała", ponieważ łapałam wysokość i byłam nawet nad poprzeczką, ale zabrakło lotu. I to jest główna przyczyna, dlaczego nie udało mi się skoczyć wyżej - tłumaczyła zawodniczka. Lekkoatletka, która jako dziecko z powodzeniem uprawiała fitness, ma świadomość, że z myślą o bardzo dobrych lokatach trzeba wzbić się na poziom 4.40 - 4.50 m. I nie ukrywa, że chciałaby nawiązać do dobrych, polskich tradycji. - Oczywiście, po to trenuję i jestem świadoma, że trzeba skakać porządne wysokości na pograniczu 4.50 m. Będę robiła wszystko, żeby to uzyskać jak najszybciej. A start na takiej imprezie jeszcze bardziej mnie motywuje, żeby poprawić swój rekord i pójść w górę - zapowiedziała. Przyznała jednak, że jeszcze chwilę prawdopodobnie będzie płaciła frycowe, wynikające z wieku i rywalizacji na tym poziomie, gdy dochodzi cała otoczka zawodów. Jednak to nie jedyne powody. - To prawda, a poza tym zmieniłam trenera (na Wiaczesława Kaliniczenkę - przyp. AG), z którym pracuję od roku. Więc te wszystkie zmiany ciężko jest teraz przełożyć od razu na nawyki. To wymaga dłuższego procesu. Mam nadzieję, że dobrą technikę wkrótce złapię i będę ją wykonywała z automatu - podkreśliła zawodniczka, od razu jednak coś ważnego zastrzegając: - Oczywiście chciałabym, żeby wyniki przyszły jak najszybciej, ale uważam się za osobę cierpliwą. Taką trzeba być w sporcie i to popłaca, bo na końcu zostają ci najwytrwalsi. Artur Gac, Stadion Śląski