Jako pierwsza z Polaków stanie na starcie Andrejczyk. Rekordzistka Polski, liderka światowej tabeli tegorocznych wyników (71,40) nabiera po raz kolejny pewności siebie po kontuzji. Po historycznym rzucie w maju nabawiła się kontuzji barku. Do rywalizacji wróciła dopiero na mistrzostwa Polski w Poznaniu, wygrała je, ale nie osiągnęła nawet 60 m. Nie kryła wówczas frustracji. Potem jednak był start w Diamentowej Lidze w Oslo, z którego mogła wrócić z podniesioną głową. Oszczepniczka z Sejn zajęła drugie miejsce, ale uzyskała najlepszy wynik - 62,67. W mityngach tego najbardziej prestiżowego cyklu ustalono, że ostatnia kolejka w konkurencjach technicznych wyłania zwycięzcę. Andrejczyk w zawodach rzuciła 62,67, ale w piątej próbie. W ostatniej uzyskała 60,35, a lepsza od niej była wówczas Niemka Christin Hussong - 60,95 i to ona została uznana triumfatorką. Po rywalizacji w stolicy Norwegii Andrejczyk od razu ruszyła na zgrupowanie do Zakopanego. Tam się nie oszczędzała, ale to też dlatego, że forma ma przyjść za trzy tygodnie, czyli na igrzyska w Tokio. "To tam ma być pięknie" - powtarza czwarta zawodniczka ostatniego konkursu olimpijskiego w Rio de Janeiro. W Monako znowu będzie mogła się zmierzyć z utytułowanymi rywalkami. Na starcie mają stanąć mistrzyni świata Australijka Kelsey-Lee Barber (61,09 w tym sezonie), rekordzistka globu Czeszka Barbora Spotakova (61,38), druga na listach światowych Niemka Christin Hussong (69,19). Po raz pierwszy w tak silnej stawce będzie miał okazję sprawdzić się Dobek. Trenujący ze Zbigniewem Królem zawodnik ze Szczecina dopiero od zimy biega na dystansie 800 m i od razu zrobił furorę. Zdobył tytuł halowego mistrza Europy i ma teraz drugi czas na świecie w tym roku (1.43,73). Wcześniej specjalizował się na 400 m ppł. Dobek jednak w tym sezonie dużo nie rywalizował. Ma za sobą sześć startów, w tym dwa w mistrzostwach Polski. Jeszcze nigdy na dystansie dwóch okrążeń nie wystąpił w Diamentowej Lidze. To będzie dla niego dobry przedsmak tego, co go czeka w Tokio. Dla wielu jest jednym z tych, którzy mogą wrócić z Japonii z olimpijskim medalem. W Monako na linii startowej staną też lider światowej listy tegorocznych wyników Amerykanin Clayton Murphy (1.43,17), rewelacyjny Brytyjczyk Oliver Dustin (1.43,82), brązowy medalista MŚ z Dauhy Kenijczyk Ferguson Rotich (1.43,84) i wicemistrz globu Bośniak Amel Tuka (1.44,76). Piątkowy bieg poprowadzi Patryk Sieradzki. Znacznie więcej doświadczenia ma Lewandowski. On wystąpi w piątek na swoim koronnym dystansie 1500 m i niewykluczone, że będzie w stanie poprawić własny rekord Polski. Wynosi on od jesieni 2019 roku 3.31,46. W tym sezonie "Lewy" miał na razie 3.35,57, ale sygnał że forma idzie w górę dał parę dni temu w Oslo, kiedy poprawił rekord kraju na milę. To, że w Monako czeka go szybkie bieganie jest niemal pewne. Wśród zgłoszonych są m.in. lider światowego rankingu Kenijczyk Timothy Cheruiyot (3.30,48), dwóch norweskich braci Filip i Jakob Ingebrigtsen oraz rewelacyjny w tym roku Australijczyk Stewart McSweyn (3.31,57). "Cel mam jeden i wszyscy o nim wiecie. Czekam już na Tokio" - podkreśla na każdym kroku Lewandowski. Na stadionie w Monako ciekawie zapowiada się także rywalizacja na 400 m ppł. Po kolejny rekord globu może pobiec Warholm. Noweg przed własną publicznością w Oslo pokonał ten dystans w 46,70, a był to jego pierwszy start w sezonie. Początek rywalizacji zaplanowano na 19.05. A kolejny mityng - ostatni przed igrzyskami w Tokio - odbędzie się 13 lipca w Gateshead. mar/ krys/