Damian Czykier był jednym z głównych kandydatów do zdobycia medalu w Mistrzostwach Europy. Swój występ rozpoczął i zakończył na półfinale - przy zbiegu wielu dla niego niekorzystnych sytuacji. Po pierwsze: Czykier nieco spóźnił start. Po drugie: stracił rytm na drugim płotku. A po trzecie: gdy zaczął nabierać prędkości, przed czwartym płotkiem nagle go przekręciło, stracił całą prędkość, a rywale daleko uciekli. Do mety dobiegł ostatni, w czasie 13,99 s - najgorszym w tym roku. W rozmowie z TVP Sport polski lekkoatleta nie był jeszcze świadomy, że kluczowa wpadka mogła być efektem potrącenia go przez biegnącego na trzecim torze Francuza Aurela Mangę. - Nie wiem, nie wiem. Już na drugim płotku popełniłem duży błąd, skalibrowałem go, a na czwartym był piruet i po sprawie - mówił na gorąco. Damian Czykier mówi o potencjalnym faulu Francuza Nieco ponad godzinę później, tuż po finale 400 m pań i dwóch medalach Natalii Kaczmarek i Anny Kiełbasińskiej, Czykier nagrał film i zaprezentował go w mediach społecznościowych. - Trener po biegu powiedział, żebyśmy złożyli protest, bo te moje błędy, ten drugi mój błąd, wynikał z kontaktu z Francuzem. Byliśmy w komisji sędziowskiej, pokazywali nam to na kamerach, to sporna sytuacja. Faktycznie Francuz jest na moim torze ręką w momencie uderzenia. Nie wiadomo, jaki byłby werdykt, to ciężka sytuacja, ale powiedzieli, że ich to nie interesuje. Bo nasz szef szkolenia za późno złożył protest. Pozdrawiam, mój kraj taki piękny - mówił z dużą ironią mistrz Polski. Czy protest mógłby w ogóle zostać rozpatrzony pozytywnie, nie wiadomo. Jeśli tak, Czykier prawdopodobnie musiałby biec jeszcze raz sam, a był już taki przypadek w Monachium, w biegu na... 110 m przez płotki dziesięcioboistów. Wtedy zdyskwalifikowano Arthura Abele za rzekomy falstart, a później go przywrócono do rywalizacji i pozwolono samotnie pokonać dystans - przy wielkim wsparciu kibiców. Bezpośrednie dołączenie do finału nie byłoby możliwe, bo stadion w Monachium ma tylko osiem torów.