Czesław Cybulski zmarł w środę. Miał 87 lat. Od wielu lat nie pracował już z młociarzami, ale to na nim opierała się przez długi czas historia polskiego rzutu młotem, począwszy od Zdzisława Kwaśnego, który nie był jego zawodnikiem, ale z nim współpracował i który na pierwszych mistrzostwach świata w Helsinkach w 1983 roku wywalczył brąz, czyli srebro. Jak to możliwe? Ano de facto polski zawodnik był drugi, bowiem dość nieoczekiwanie wdarł się między dwóch faworytów z ZSRR - Jurija Sedycha i Siergieja Litwinowa. Ekipa radziecka nie chciała tego tak zostawić, zatem zgłoszony został protest. Nie przez Rosjan jednak, a... Bułgarów. Wnosili oni, że jeden z rzutów był spalony, argumentując że robią to motywowani "troską o sportowego ducha rywalizacji". Rzut Polaka uznano za spalony po fakcie. Ta sytuacja miała miejsce w minionej epoce, prawie 40 lat temu, ale pokazuje jak długo spore związki z polskim rzutem młotem miał Czesław Cybulski. Spod jego ręki wyszedł Szymon Ziółkowski, trenowali z nim Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek czy Joanna Fiodorow. Z każdym z tych wybitnych sportowców trener Cybulski osiągnął duże wyniki, po czym drogi im się rozeszły. I to w okolicznościach dość gniewnych. Już to pokazuje, że Czesław Cybulski nie był łatwym w kontaktach trenerem i prędzej czy później z wieloma zawodnikami przestawał się dogadywać. - Zawodnicy słuchają mnie, dopóki nie mają wyników. Gdy zaczną wygrywać, tracą pokorę i zaczynają się mądrzyć - uważał surowo i twierdził, że sport jest jak wojsko. Zawodnik słucha kaprala, a kapral oficera. W sobie widział kaprala.Na młocie się znał, na kontaktach z ludźmi - już nie zawsze, jednakże takiego specjalisty od wyszukiwania talentów do "żelastwa", jak sam mawiał, trudno było znaleźć. Czesław Cybulski szukał talentów na ulicy Czesław Cybulski szukał ich wszędzie, łącznie z chaszczami porastającymi brzegi Warty w Poznaniu, gdzie swego czasu trenował z Anitą Włodarczyk. Nie dlatego, że młociarka nie miała warunków do treningu, ale dlatego, że tam było wygodniej. Trener krążył wówczas po okolicy i ostrzegał ludzi przed latającym młotem, którym zresztą swego czasu sam oberwał podczas treningu od Pawła Fajdka. Wylądował wtedy w szpitalu. Szukał ich tak bardzo wszędzie, że kiedyś opowiedział mi moją ulubioną anegdotę związaną z tymi poszukiwaniami. Otóż trener Cybulski mieszkał na poznańskim osiedlu mieszkaniowym Rataje i zakupy robił w supersamie spożywczym Beta. I tam na kasie spostrzegł kobietę. Jak opisywał, była młoda, wysoka, potężna, jakieś 110 kg wagi. Idealna do młota, kuli, dysku. - Pomyślałem wtedy: trudno. Najwyżej dostaną w pysk za to, że ją zaczepiam - mówił trener, który wielokrotnie zaczepiał takie kobiety na ulicy, by im zaproponować treningi. A one się wtedy oburzały, że widzi w nich może damy grube albo duże. Pani na kasie w supersamie nie spoliczkowała trenera Cybulskiego. Powiedziała: - Spóźnił się pan pięć lat. Wtedy bym za panem poszła na trening. Teraz mam męża i dzieci. Niestety. Niezwykły quiz o sportowych zwierzętach. Aż się zdziwisz