Partner merytoryczny: Eleven Sports

"Cudowne dzieci" polskiej lekkoatletyki. Za nimi koszmarne lata

Pojawili się na bieżni i od razu namieszali. Krzysztof Różnicki i Kacper Lewalski z drzwiami weszli do lekkoatletycznego świata. Mieli 18 lat, kiedy w 2021 roku zameldowali się w "10" najszybszych Polaków w historii w biegu na 800 metrów. Wydawało się, że będą naszą nadzieją na igrzyska olimpijskie w Paryżu. W stolicy Francji nie będzie żadnego z nich.

Kacper Lewalski w 2022 roku
Kacper Lewalski w 2022 roku/Paweł Skraba/Super Express/East News
partner merytoryczny

W 2019 roku Krzysztof Różnicki zdobył srebrny medal Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy (EYOF) w Baku. W kolejnym roku sięgnął po tytuł mistrza Polski seniorów. W 2021 roku został mistrzem Europy juniorów na 800 metrów w Tallinie, a drugi był wówczas Kacper Lewalski.

Ten ostatni zajął też szóste miejsce w mistrzostwach świata juniorów w Nairobi, na które Różnicki już nie pojechał. On od ponad 1000 dni boryka się z kontuzją ścięgna. Przeszedł już kilka operacji i nadal nie może biegać, ale pojawiło się światełko w tunelu.

Natalia Kaczmarek - "Jest mi przykro ale muszę się z tym pogodzić" WIDEO/materiały prasowe/materiały prasowe

Młodzi Polacy zadziwili świat, ale to już tylko wspomnienie

Obaj zaszokowali swoją postawą w 2021 roku. Wtedy zeszli wyraźnie poniżej 1.45. Różnicki ma życiówkę na poziomie 1.44,51 sek. To siódmy wynik w historii polskiej lekkoatletyki. Nie miał jeszcze 18 lat, kiedy pobiegł tak szybko. Lewalski miał już skończone 18 lat, gdy uzyskał 1.44,84 sek. To dziewiąty wynik w historii w naszym kraju.

Po ich szybkim bieganiu zostało tylko wspomnienie. Lewalski dwa lata temu wystąpił jeszcze w mistrzostwach Europy w Monachium, był też czwarty w mistrzostwach świata juniorów w Cali, ale ubiegły sezon miał słaby. Pechowo nabawił się kontuzji. W tym roku również nie ominęły go kłopoty zdrowotne, ale wrócił. I walczył o medal mistrzostw Polski, a po biegu pojawiły się łzy.

Tomasz Kalemba, Interia Sport: Razem z Krzyśkiem Różnickim byliście cudownymi dziećmi. Wydawało się, że będziecie dla polskiej lekkoatletyki kimś takim jak Marcin Lewandowski i Adam Kszczot, którzy nie tylko rywalizowali ze sobą, ale też zdobywali medale największych imprez. Krzysiek boryka się od wielu lat z problemami zdrowotnymi, ty z kolei nie potrafisz nawiązać do szybkiego biegania z 2021 i 2022 roku. Płacisz teraz cenę za zbyt wczesne wejście na wysoki poziom?

Kacper Lewalski: - Nie uważam, żeby w moim wypadku to był zbyt wczesny wybuch wyników. To oczywiście było coś niesamowitego. Razem z Krzyśkiem zostaliśmy rzuceni od razu na głęboką wodę. Wszyscy nagle zaczęli na nas liczyć i myśleli, że zaraz będziemy biegać na 800 metrów w czasie 1.42 - 1.43. Balonik był dmuchany. Pojawiła się presja. Na Krzyśku jeszcze większa, bo on jednak biegał ode mnie trochę szybciej. Był mistrzem Europy juniorów, a ja finiszowałem za jego plecami. Nie jesteśmy jednak robotami, a tylko ludźmi. Mamy też życie prywatne. Była szkoła i matura. To wszystko się nałożyło. Byliśmy dzieciakami, a już tak wysoko zawieszano nam poprzeczkę. Mam 21 lat, a wciąż uważam się za dzieciaka. Jeszcze wiele czasu przede mną. Potrzebuję jednak być w pełni zdrowy, a z tym różnie bywało. Miałem trochę pecha. Pewnie w ubiegłym roku miałbym niezłe wyniki, ale skręciłem kostkę. Nie chcę informować o wszystkim, bo co mi to da? Zaraz ktoś powie, że ciągle tłumaczę się kontuzjami lub chorobami, a ja naprawdę ciągle mam problemy, które hamują moją karierę.

Byłem w takim gazie, że chciałem jak najszybciej wystartować, by pokazać to, co robiłem na treningach. Niestety. Infekcja strasznie siadła mi na płuca. Nie wiem, co to było. Robiliśmy wiele badań. Dostałem leki. Także przeciwastmatyczne, bo do tego wszystkiego jestem alergikiem. To wszystko strasznie się nawarstwiło. Na tyle, że nie byłem w stanie biegać. Podczas biegu się pompowałem, a po nim nie mogłem złapać tlenu. To było straszne. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i czy w ogóle wrócę do dyspozycji, jaką wcześniej prezentowałem. Bardzo się obawiałem, bo nigdy z czymś takim się nie spotkałem

~ Kacper Lewalski dla Interia Sport

Brak informacji z twojej strony i słabsze wyniki powodują, że opieramy się na domysłach.

- Rzeczywiście, może coś w tym jest. Mogę obiecać, że będę walczył. Ja i mój trener wiemy, na co mnie stać. Liczę, że jeszcze nieraz pokażę się z dobrej strony i będę dumnie reprezentował Polskę.

Kacper Lewalski: nie kryję łez, bo to był dla mnie bardzo trudny czas

Pewnie celem była dla ciebie kwalifikacja na igrzyska olimpijskie, ale nic z tego nie wyszło. Zdrowie i w tym roku dało znać o sobie?

- Najpierw chciałem zakwalifikować się na mistrzostwa Europy. Przygotowywaliśmy małą formę na 17 maja, kiedy odbywał się Memoriał Janusza Kusocińskiego, by tam wywalczyć kwalifikację na tę imprezę. Potem miałem myśleć o minimum olimpijskim. Niestety na początku maja dopadła mnie infekcja, jak wracałem ze zgrupowanie w Font-Romeu, gdzie robiłem niesamowite treningi. Byłem w takim gazie, że chciałem jak najszybciej wystartować, by pokazać to, co robiłem na treningach. Niestety. Infekcja strasznie siadła mi na płuca. Nie wiem, co to było. Robiliśmy wiele badań. Dostałem leki. Także przeciwastmatyczne, bo do tego wszystkiego jestem alergikiem. To wszystko strasznie się nawarstwiło. Na tyle, że nie byłem w stanie biegać. Podczas biegu się pompowałem, a po nim nie mogłem złapać tlenu. To było straszne. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i czy w ogóle wrócę do dyspozycji, jaką wcześniej prezentowałem. Bardzo się obawiałem, bo nigdy z czymś takim się nie spotkałem.

Udało się wyjść z tego?

- Jeszcze nie jest tak, jak powinno być, ale jest już całkiem dobrze. Leki, jak widać, działają. Mogę też normalnie trenować. W maju mój trening wyglądał tak, że trener ciągle pytał: Jak się czujesz? Jak się oddycha? Może wydłużymy przerwę? Robiłem niepełny trening. Nie wiedziałem zatem, na co mnie stać. Przez te wszystkie problemy kompletnie nie pokazywałem tego, co było na treningach w kwietniu.

Jak znosisz psychicznie to, co się dzieje w twoim życiu od kilku lat. Najpierw wybuch wyników i euforia, a potem kontuzje i choroby niweczą całą pracę, jaką wykonujesz. Radzisz sobie jakoś z tym?

- Korzystam z pomocy psychologa. Mam też moich bliskich, którzy są przy mnie. To były dla mnie bardzo trudne dwa lata, dlatego po biegu na mistrzostwach Polski pojawiły się w moich oczach łzy. Nie kryję tego. Nie płakałem dlatego, że byłem czwarty, ale dlatego, że przetrwałem te dwa trudne lata. Jeszcze teraz, jak o tym mówię, to się wzruszam, bo to był dla mnie naprawdę bardzo ciężki czas. To było jednak dla mnie cenne doświadczenie. Sport pokazał mi, że trzeba być cierpliwym, a to jest trudne. Wiesz, co robisz na treningach i wiesz, co możesz pokazać, a przychodzą zawody i nie jesteś w stanie zrobić tego samego, bo coś dolegało, bo nie byłem w pełnym treningu.

Czyli te infekcje to jakiś większy problem u ciebie?

- Im mam wyższą formę, tym jest u mnie większa szansa na infekcję. Mam bardzo podatny układ odpornościowy. Kiedy tylko czuję, że noga niesamowicie kręci, to od razu pojawia się infekcja. Muszę coś z tym zrobić. Staram się robić wszystko, by takie sytuacje się nie powtarzały. Jestem w stałym kontakcie z lekarzami. Pracuję z dietetykiem.

Powoli już przełączasz się w tryb przygotowań do igrzysk olimpijskich w Los Angeles?

- Jeszcze myślę o Paryżu. Tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Jeszcze dwa lata temu myślałem, że do Paryża polecę. Teraz wiem, że tak wiele rzeczy musi się zgrać, żeby polecieć na igrzyska. To nie jest takie proste. Na razie trenuję jeszcze lekko, więc jest się gdzie poprawiać. Mam rezerwy. Oby tylko zdrowie dopisywało.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport

Od lewej: Kacper Lewalski, Marcin Lewandowski, Elliot Giles, Adam Kszczot, Collins Kipruto i Patryk Sieradzki/Foto Olimpik/NurPhoto/AFP
Krzysztof Różnicki z rekordem Polski U-20/Łukasz Szeląg/East News
Od lewej: Michał Rozmys, Kacper Lewalski, Jakub Augustyniak, Mateusz Borkowski, Patryk Sieradzki, Dominik Adamczewski i Filip Ostrowski /Tytus Żmijewski/PAP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem